Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Na żer zer

Zimbabwe zżera inflacja

Dawno, dawno temu... Banknot o nominale 1 mln dolarów zimbabweńskich - miłe złego początki, mnożenie zer czas zacząć. Fot. goosmurf, Flickr, CC by SA Dawno, dawno temu... Banknot o nominale 1 mln dolarów zimbabweńskich - miłe złego początki, mnożenie zer czas zacząć. Fot. goosmurf, Flickr, CC by SA
Zimbabwe wprowadza do obiegu banknoty o nominale 100 miliardów.

 

Szefostwo Banku Centralnego Zimbabwe musiało się poczuć naprawdę przyparte do muru, skoro doszło do wniosku, że jedynym ratunkiem finansowym dla kraju będzie wprowadzenie do obiegu banknotów o nowym nominale - 100 miliardów dolarów zimbabweńskich. To desperacka próba ratowania gospodarki, którą zżera inflacja.

Banknoty wchodzą oficjalnie do obiegu w poniedzialek 21 lipca, choć w międzynarodowym obrocie na rynkach walutowych krążą już od minionej soboty. Mimo że tak wysoki nominał może wydawać się wręcz abstrakcyjny, jeszcze bardziej zaskakujący jest fakt, że za jeden z takich banknotów da się kupić nawet bochenka chleba, co najwyżej - 4 pomarańcze. Nowy banknot bowiem to równowartość mniej więcej jednego dolara amerykańskiego.

Problemy Zimbabwe, niegdyś w gospodarczym rozkwicie jako kolonii brytyjskiej, zaczęły się, gdy kraj ten uzyskał niepodległość w 1980 r., kiedy to odbyły się pierwsze wolne wybory i premierem został Robert Mugabe. Jego późniejsze - już jako prezydenta i szefa rządu - decyzje doprowadziły do przymusowej emigracji białej części ludności Zimbabwe (teraz stanowi ona zaledwie 2 proc.) - głównie farmerów, na których opierała się gospodarka.

Mugabemu podporządkowane są obecnie wszystkie siły w państwie, w tym Bank Centralny, którego szef, Gideon Gono, jest tylko wykonawcą poleceń i akceptuje każdy pomysł Mugabego. Gono twierdzi więc, że tyle zer w jednym papierowym miejscu umieszczanych jest dla wygody - ma to ułatwić tak społeczeństwu, jak i sektorowi bankowemu rozliczenia, skoro wiadomo, że ceny zawrotnie rosną i nic nie wskazuje, by to się zmieniło.

A pomysłów Robert Mugabe ma bez liku. Chciał na przykład urzeczywistnić swój wspaniały plan dystrybucji subsydiowanej przez Bank Centralny żywności i produktów użytku codziennego, ot - może wyjdzie z ukróceniem tej szalonej galopady zer. Na terenie całego kraju miały być rozprowadzane specjalne koszyki dla ludności, zawierające m.in. olej spożywczy, mąkę i mydło. Koszyk na rodzinę, za jeden należało zapłacić 100 miliardów. I były, ich dystrybucją zajęły się wybrane sklepy. Niestety, większość rodzin w potrzebie nie zdążyła do koszyków dotrzeć, bowiem wyprzedzili je ci, którzy posiadali legitymacje partii rządzącej ZANU, z rodziną czy bez.

Legitymacje - legitymacjami, to nie nadużywanie ich wydaje się być w tym wszystkim największym problemem. Niezależni analitycy finansowi zachodzą w głowę, w jaki sposób Bank Centralny Zimbabwe chciał subsydiować żywność i realizować obiecane programy pomocowe, skoro nie jest nawet w stanie poradzić sobie np. z podstawową opieką zdrowotną, która chyli się ku upadkowi z powodu braku funduszy państwowych.

Sklepowe półki świecą więc pustkami, a w najbliższym czasie już nawet świecić nie będą miały jak, bowiem likwiduje się coraz więcej sklepów. Podobnie zakończy się żywot tych fabryk, które się jeszcze w Zimbabwe ostały, jak bowiem można na siebie zarobić, wykorzystując ledwie - w najlepszym razie - 30 proc. swoich zdolności produkcyjnych? Jeszcze w 2006 r. Zimbabwe samo radziło sobie z produkcją oleju spożywczego, mydła czy papieru toaletowego. Dziś nawet to musi sprowadzać, głównie z Egiptu, Iranu, Malezji i Chin.

"Bank Centralny Zimbabwe prowadzi z góry przegraną bitwę" - kwitują całą sytuację ekonomiści. Dopóki inflacja będzie się utrzymywała na tak wysokim poziomie, pieniędzy musi brakować. Pierwszym krokiem do normalizacji może być jedynie wzrost produkcji własnej - tak, by za dobra codziennego użytku nie trzeba by było płacić zawrotnych sum. 

Na domiar złego - wzrosła cena benzyny, którą w Zimbabwe można nazwać dobrem luksusowym. A o dojeżdżaniu do pracy autobusem robotnicy mogą zapomnieć - miesięczne wydatki na bilety są większe niż ich pensje. Mają więc dwa wyjścia: jeśli do miejsca pracy da się dojść na piechotę - idą, jeśli jest za daleko - rezygnują, lądując na bezrobociu, które utrzymuje się na poziomie 80 proc.  

Inflacja w Zimbabwe jest najwyższa na świecie. Oficjalne dane mówią o 2,2 mln proc., jednak według obliczeń niezależnych ekonomistów rzeczywista inflacja wynosi ponad 12 mln proc. 

Na podst. CNN.com

 

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną