Od kiedy zaczęły się pojawiać informacje, że UBS, największy bank Szwajcarii i jeden ze światowych kolosów, jest w kłopotach, udziałowców najpierw ogarnęło zdziwienie, potem zmartwienie, a na koniec furia.
Zjednoczeni bandyci szwajcarscy
UBS ma tysiące drobnych akcjonariuszy, w większości zamożnych, starszych Szwajcarów. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby w ciągu kilku miesięcy wartość ich akcji spadła o połowę. W niedzielę postanowili zaprotestować przeciwko tej grabieży dokonanej przez ich własny bank w biały dzień. Ponad tysiąc osób zebrało się w Zurychu przed siedzibą UBS pod hasłem "United Bandidts of Switzerland". Akcjonariusze mają bankowi za złe, że przyjął od państwa 60 mld dolarów zapomogi, ich udziały w banku tracą na wartości, a bankowcom wszystko uchodzi płazem.
Szwajcarzy wiedzą, że szefowie UBS zgarniali najwyższe pensje w Europie. Do tego dochodziły sowite premie, które kazali sobie wypłacać mimo kryzysu. Niektórzy akcjonariusze nie kryli oburzenia. Podczas walnego spotkania jeden z nich nawet wdrapał się na podium, gdzie siedział cały zarząd UBS i wyciągnął z kieszeni szwajcarskie kiełbaski, którymi zaczął wymachiwać przed nosem prezesa UBS Marcela Ospela: "Przyniosłem ci coś do jedzenia, gdybyś zgłodniał. Oddawaj premię, i to już!". Ospel później zwolnił fotel prezesa, ale wielomilionowych premii, które zainkasował, nie chciał oddać.
"Tknij pieniądze Szwajcara, a poznasz, co to szwajcarska wściekłość", skomentował Bernhard Weissberg z popularnej gazety Blick furię szwajcarskich udziałowców.