Dobrze, że Sojusz się naradza, ale i tak głos decydujący - tak jak i decydującą o sile Sojuszu armię - ma Waszyngton. Jak widać, Barack Obama całkiem na serio postanowił poprawić stosunki z Moskwą i trzyma się zręcznej (i nowoczesnej) formuły "zresetowania" dwustronnego mechanizmu amerykańsko - rosyjskiego.
Pani Clinton, dla której rozmowy z Ławrowem, były pierwszym poważnym testem, określiła problem tak, iż widać, że w stosunkach z Rosją spodziewa się współpracy, jak i widzi pola, na których Rosji na pewno nie ustąpi. Współpraca to przede wszystkim rozbrojenie w skali strategicznej (nowe porozumienie START, w miejsce wygasającego w grudniu br.), neutralizacja talibów w Afganistanie i przeciwdziałanie budowie siły nuklearnej Iranu. Pola, na których Ameryka nie ustąpi: przyszłe, choć nie bardzo dziś prawdopodobne rozszerzenie NATO, niezgoda na rosyjskie dążenie do budowy (czy odbudowy) własnych stref wpływów na obszarze dawnego ZSRR i niezgoda na rozbiór Gruzji.
Ławrow nie recenzował pani Clinton, nie oceniał amerykańskiego stanowiska, to całkiem jasne, bo na prawdziwe reakcje poczekamy do pierwszego spotkania Obama - Miedwiediew, zapewne na początku kwietnia w Londynie. Jednak rosyjski minister bez wahania publicznie przycisnął czerwony guzik z napisem „reset", który tytułem inteligentnego prezentu przywiozła mu Hillary Clinton. Ameryka nie jest jednak nieomylna, niby ma specjalistów od Rosji, a prezent był lekko wybrakowany, bowiem do rosyjskiego tłumaczenia kluczowego dla całego pomysłu słowa „reset" wkradł się błąd. Ławrow błąd zaraz zauważył i wytknął, ale nie robił z tego kwestii, przeciwnie, tonął cały w uśmiechach i komplementach. Nic dziwnego: pani Clinton, widocznie a conto, powiedziała nawet, że polityka poprzedniej amerykańskiej ekipy wobec Rosji była „konfrontacyjna".
Rzeczywiście taka była? Chyba nie. Jedyny w niej konfrontacyjny element to owa tarcza rakietowa w Czechach i w Polsce, ale to przecież teza rosyjska, a nie amerykańska. O tarczę zresztą, uważam, nie ma co kruszyć kopii, ważna jest natomiast amerykańska obecność wojskowa w Polsce w jakiejkolwiek formie i o taką nasz rząd powinien nieustannie zabiegać.
Jeśli stosunki USA z Rosją będą zresetowane, a więc polepszone, to na pewno Rosjanie tylko się ucieszą, że ich amerykańscy przyjaciele są blisko, nie tylko na Alasce, ale i nad Bugiem. Komu by to szkodziło?
Kolejny ruch z tym zresetowaniem należy teraz do Moskwy. Kto jednak zna komputery, zwłaszcza rosyjskie, ten wie, że tych urządzeń tak łatwo zresetować nie można, a w każdym razie, że równie łatwo potrafią się zawiesić. Trzeba wtedy wołać doświadczonego informatyka. Czy Obama nim jest? Zobaczymy.