Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Kulisy dyplomacji

Porwanie polskiego geofizyka w Pakistanie - jak pracują dyplomaci?

Fot. Teun Voeten/REPORTER Fot. Teun Voeten/REPORTER
Polski geofizyk został porwany w Pakistanie, był przetrzymywany pół roku, potem zamordowano go w bestialski sposób, a ciało wyrzucono. Czy mógł przeżyć, skoro przeżył John Solecki?

Gdyby w Karaczi działał konsulat RP, a konsulem był konsul wykonujący rutynowe obowiązki, który tam wcześniej rzeczywiście pracował, to jako dobry i znający wszystkich, których trzeba znać, wiedziałby także, który z gangów w Karaczi wie, co trzeba o porwaniu Polaka. Narkotyki produkują biedni chłopi w Afganistanie, przejmują surowiec talibowie, którzy z tego finansują swoją wojnę. Przedstawiciele ich rodzin, kontrolują wysyłkę narkotyków przez port w w Karaczi, m.in. do Turcji i dalej. Na wiadomość o tym, że Pusztuni porwali polskiego geofizyka, konsul zapytałby „swoich" gangsterów, kto dokładnie porwał i czego chce.

Golf z prezydentem

Konsulowie wykonują taką pracę, w której utrzymuje się znajomości nie tylko z aniołami. Ale konsulatu w Karaczi już nie było, bo go zlikwidowano dla oszczędności. Wiedząc ze swoich źródeł, z kim rozmawiać o ratunku dla polskiego obywatela, konsul informuje ambasadora, który skoro jest ustosunkowany w Polsce, to jest także ustosunkowany w kraju urzędowania. Ambasador po otrzymaniu informacji wysyła szyfrogram do Warszawy, a sam telefonuje do prezydenta Zardariego i pyta - co robisz dziś wieczorem. Szyfrówka trafia do zwierzchnika ambasadora, który musi mieć dostęp do informacji tajnych, a nie ma gwarancji, że tak było. Gdyby ambasador grywał w golfa z Zardarim, bo takie są między innymi nieformalne obowiązki ambasadora, to miałby jego prywatny telefon, bo zwykłą drogą ambasador dostaje się do najważniejszych polityków w kraju swego urzędowania po paru tygodniach przez protokół dyplomatyczny. Ale ambasador nie mógł zadzwonić, ponieważ był w Polsce, w sanatorium. Szefem placówki w takim razie jest charge d'affaires, ale urzędnik w tej randze nie jest przedstawicielem głowy państwa i całego rządu, a tylko ministra spraw zagranicznych.

Reklama