Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Czek in blanco

Wykład Obamy w Kairze

Obama mówi: Ameryka nie rości sobie prawa do pouczania innych, jaką formę sprawowania władzy powinni wybierać, pod warunkiem, że uszanowane zostaną prawa człowieka.

W wielkiej auli uniwersytetu kairskiego Barack Obama zamknął ostatecznie czas odwetu za 11 września 2001 r. Nowy prezydent USA odciął się od stronniczej taktyki fundamentalistów chrześcijańskich otaczających Busha i wyciągnął przyjazną rękę do świata islamskiego, przypominając jego dawną świetność, a także islamskie korzenie. Obama jest wybitnym oratorem i nie bez kozery zbierał burzę oklasków za każde zdanie zapowiadające nową epokę w stosunkach z narodami muzułmańskimi. Nie mówiąc tego wyraźnie, stanowczo odrzucił znaną tezę Huntingtona o zderzeniu cywilizacji na tle religijnym jako przyczynie przyszłych nieuchronnych konfliktów.

W jej miejsce wprowadził teorię współistnienia różnych cywilizacji. „Ameryka - oznajmił - nie rości sobie prawa do pouczania innych, jaką formę sprawowania władzy powinni wybierać, pod warunkiem, że uszanowane zostaną prawa człowieka".

Na takim tle nawet stwierdzenie, iż zaprzeczanie Holocaustowi stanowi zbrodnię, przyjęto życzliwie. Słuchacze wiedzieli, że prosto z Kairu Obama uda się do byłego obozu koncentracyjnego Buchenwald, aby złożyć hołd ofiarom nazistowskiej polityki eksterminacji Żydów. Milczeniem przyjęto konstatację o niepodważalności przymierza z państwem żydowskim, niezależnie od poczynań takiego lub innego rządu Izraela. W 55-minutowym exposé prezydent Stanów Zjednoczonych mówił o konieczności powstania wolnej Palestyny zwalczającej terroryzm, określił osadnictwo na Zachodnim Brzegu jako przeszkodę w osiągnięciu pokoju na Bliskim Wschodzie, potępił irańskie zbrojenia nuklearne. Ale nawet słowa podobne do tych wypowiadanych wcześniej przez G. Busha brzmiały tu zupełnie inaczej i inaczej zostały odebrane.

Za kwintesencję wykładni politycznej Obamy można uznać zdanie: „nadszedł czas, abyśmy zaczęli robić to, o czym wszyscy wiedzą, że zrobione być powinno". Ani wzmianki o tym, kiedy to „powinno" ma się zacząć i kiedy zakończyć. Słowa te można traktować jak podpis prezydenta na czeku in blanco, bez sumy i bez daty. Każdy może sobie wpisać to, co uważa za słuszne; na razie bez gwarancji, że czek znajdzie pokrycie.

Polityka 24.2009 (2709) z dnia 13.06.2009; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 10
Oryginalny tytuł tekstu: "Czek in blanco"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Czy człowiek mordujący psa zasługuje na karę śmierci? Daniela zabili, ciało zostawili w lesie

Justyna długo nie przyznawała się do winy. W swoim świecie sama była sądem, we własnym przekonaniu wymierzyła sprawiedliwą sprawiedliwość – życie za życie.

Marcin Kołodziejczyk
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną