Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Pozorna lekkość bytu

Co nam dają Włochy?

Matera - z nędzy Południa (zdj. z 2004 roku) do turystycznej perły. Fot. joe calhoun, Flickr, CC by SA Matera - z nędzy Południa (zdj. z 2004 roku) do turystycznej perły. Fot. joe calhoun, Flickr, CC by SA
Włochy to księga wieczysta rodzinnej Europy. Każdy może z niej czerpać własne skojarzenia i nakładać na dzisiejsze pejzaże.

Ludzie Północy zawsze jeździli do Włoch jak po swoje. My, znad Wisły, mamy tu swe ślady – sarkofag królowej Bony w Bari, płytę nagrobną w bazylice św. Piotra, cmentarz na Monte Cassino. Równocześnie każdy, kto jako tako zdał maturę, odnosi w Italii wrażenie, że już tu kiedyś był. Jako rzymski obywatel lub grecki wyzwoleniec. Iberyjski żołnierz Hannibala lub wioślarz weneckiej galery. Sarmacki student w Padwie lub legionista Dąbrowskiego... Inni też tu byli. W apulijskiej Barletcie jest normańskie zamczysko Hohenstaufów. To stąd w XIII w. Fryderyk II ruszał z wyprawą krzyżową do Ziemi Świętej.

W popękanym lustrze

Apulia to ta biedniejsza części Włoch. Wybrzeże Adriatyku mało atrakcyjne. Miasteczka podupadłe, nie mogą się równać z dawnymi republikami z północy: Sieną czy Wenecją. A pole bitwy pod Cannami (216 p.n.e.) wymaga nieco wyobraźni, by zrozumieć geniusz Hannibala. Tak skomponował tę bitwę, by legiony rzymskie wierząc, że przełamują w centrum linie punickie, dały się od tyłu zagnać między dwa wzgórza, gdzie zostały wyrżnięte. Jaka jednak musiała być siła woli Rzymu, że po takich klęskach potrafił wygrywać wojny…

Po klęsce Hohenstaufów ta część Włoch jakby zapadła się w bezruchu. Widać to w tutejszej Troi, która z daleka przypomina dużą wioskę rozciągniętą wzdłuż jednej ulicy. Z bliska natomiast widać wspaniałą katedrę, w której w XII w. odbyły się cztery sobory.

W Lucerze konwersacja z gospodarzami wynajmującymi latem pokoje w rodzinnym palazzo. Rozmowa z Hannibala, Saracenów i wypraw krzyżowych szybko ześlizguje się na współczesność. Ludzie patrzą w popękane lustro Włoch i w różnych twarzach króla Silvio widzą własne odbicia, śmieje się Antonio. Studiuje historię sztuki i pracuje w Rzymie, a jego siostra Giada jest teatrologiem. Palazzo – ze smakiem odrestaurowane. Żaden postmodernizm. Freski na suficie odnowione tylko częściowo, by zaznaczyć zarówno upływ czasu jak i pierwotną intensywność barw.

Inaczej w Materze, gdzie Carlo Levi w autobiograficznej opowieści „Chrystus zatrzymał się w Eboli” opisał nędzę Południa. Matera to osada od VIII w. p.n.e. drążona przez kolejnych przybyszów w wapiennych skałach. Groty zasłaniano fasadami, ale brak wody i ścieki sprawiały, że Matera w latach 50. była wstydliwym liszajem Włoch. Republika uruchomiła programy budowy nowych osiedli, do których przymusowo wysiedlono mieszkańców skalnych slumsów. Ponieważ wracali, więc chciano je zniszczyć. Uratowały je protesty intelektualistów. Dziś citta dei sassi jest atrakcją nie tylko turystyczną. To tu Mel Gibson znalazł kulisy dla swej „Pasji”.

Katarina Michel, która opowiada nam tę historię, jest Niemką, córką architekta, który budował nową Materę. Chodziła tu do gimnazjum, ale studiowała w Heidelbergu. Uważa, że włoska szkoła jest bardziej konserwatywna, ale też bardziej solidna niż niemiecka. Gdy prosimy, by zajrzała z nami do księgarni i opowiedziała, co w tej chwili czytają Włosi, machnęła ręką. – Tu nic ciekawego nie znajdziecie, to dziura. Będą z pewnością bestsellery Svevy Casati Modignani, która w ciągu 30 lat sprzedała we Włoszech 10 mln egzemplarzy swoich babskich powieści. Może znajdziecie „Papcia” – sensację sezonu o dziewczynach Berlusconiego, ale nie jestem pewna, bo tu ludzie łykają jego bułgarską telewizję i nie oburzają się na jego afery.

Od televisione bulgara – jak opozycja nazywa telewizję Berlusconiego Mediaset – niepodobna uciec. W każdym palazzo, w każdym hotelu średniej klasy jest należąca do premiera Mediaset i powolna mu RAI. Na pytanie, dlaczego nigdzie nie ma CNN, Euronews czy Tele5Monde, gospodarz kolejnego B&B na wybrzeżu Maratei tylko się uśmiecha – a po co? Jest robotnikiem budowlanym. A jego żona jakby wyszła z programu Mediaset. Styl teledziewczyn premiera włoska prowincja zdaje się kopiować bez względu na wiek. Ale co tam styl, oboje są serdeczni, uczynni i dumni ze swych dzieci, zwłaszcza z syna, który mówi po angielsku. Cieszą się z turystów, ale obruszają na cudzoziemskich intruzów, którzy odbierają Włochom pracę.

Papcio się sprzedaje

W Neapolu tych intruzów widać na każdym kroku. Na odrapanej poczcie Western Union niedaleko dworca głównego kolejka Afrykańczyków czekających na telefon i Ukrainek przekazujących po 30–50 euro rodzinom w kraju. Na stelażu stosik gazetek dla cudzoziemców, również „Nasz świat” w języku polskim: informacje o prawie podatkowym, o Polakach zaginionych we Włoszech i o znów zarastającym chwastami cmentarzu na Monte Cassino, bo mimo umowy międzypaństwowej nie bardzo wiadomo, kto ma cmentarz konserwować.

Na wystawach księgarni „Papcio” i utrzymana w tej samej szacie graficznej cała seria wydawnictwa Chiarelettere. Wewnątrz stosy tych książek, tuż przy kasie, najwyraźniej idą jak woda.

Krytyczne wydawnictwa przeżywają boom – mówią sprzedawcy. Tu macie „Kastę” Sergio Rizzo i Gian Antonio Stella, o korupcji włoskiej klasy politycznej – 1,2 mln sprzedanych egzemplarzy! Tu „Gomorrę” Roberto Saviano, spopularyzowaną dzięki filmowi. A to są „Protokoły, których już nie przeczytacie” Gianni Barbacetto. W 2006 r. Berlusconi – wtedy w opozycji – namawiał przez telefon jednego z dyrektorów TV, by ten przyjął faworytki kilku posłów rządzącej centrolewicy, bo to może pomóc namówić ich do porzucenia koalicji. Plan się powiódł. Prodi padł. A Berlusconi wrócił do władzy. Teraz zapis tej rozmowy już by się nie ukazał, bo Berlusconi ogłosił ustawę zabraniającą publikacji protokołów z podsłuchów. Premier ma jeszcze inną metodę: daje ogłoszeniodawcom propozycję nie do odrzucenia – żadnych ogłoszeń w wywrotowych gazetach, a w TV krytyczni dziennikarze są zapędzani do pracy w archiwum.

Ale Włosi są zbyt anarchiczni, by dać sobie nałożyć kaganiec. Stąd ten boom książkowy i internetowy. Autorzy „Papcia” otrzymali właśnie międzynarodową nagrodę za krytyczny blog „chcemy się urwać”. Ale ostrożnie, również zwolennicy Berlusconiego są w uderzeniu. Oto książka Elisy Alloro „My dziewczyny Silvia”, napisana w formie listów do jego żony. Autorka najpierw pracowała w telewizji Berlusconiego, teraz jest posłanką z Reggio Emilia, które było twierdzą lewicy. W piśmie neokonserwatystów „Foglio” grymaszą na Berlusconiego, ale nie znoszą lewicy, choć redaktorem naczelnym jest Giuliani Ferraro. Ten syn byłego redaktora naczelnego „Unity” sam był kiedyś komunistycznym działaczem związkowym u Fiata, potem socjalistycznym politykiem. Teraz siedzi w jednej łódce z neofaszystami i z nonszalanckim grymasem broni Berlusconiego...

Klucz do dzisiejszych włoskich perypetii znajdujemy w angielskim tłumaczeniu eseju Francesco M. Biscione z „Lettera Internazionale”. Autor twierdzi, że te „prawdziwe Włochy” nigdy nie zaakceptowały republikańskiej konstytucji. Włosi mogą się wydawać sympatyczni i beztroscy, ale w ich powojennej historii jest więcej przemocy niż w jakimkolwiek innym kraju Europy Zachodniej.

Słabość włoskiej demokracji – twierdzi Biscione – wynika z błędnej konstrukcji zjednoczenia Włoch, kiedy to słaba włoska burżuazja nie chciała przyjąć do wiadomości, że lud jest konstytucyjną częścią ładu politycznego. Z kolei l’uomo qualunque (zwykły człowiek) nigdy nie nauczył się współdecydowania w ramach reguł demokratycznych.

Tymczasem zwykły człowiek znów wpadł w spleen. Gazety całej Europy przepisują te głupstwa o dziewczynach Berlusconiego, zamiast zauważyć się, że ten szmirowaty parweniusz naprawdę wyraża dzisiejsze Włochy: nie ma charakteru, jest cynicznym, łapczywym egoistą. Ale trzyma ten kraj w całości – przyciągnął byłych faszystów i byłych komunistów, liberałów i chadeków, a przede wszystkim młodych, prężnych wilczków, których symbolem są te panienki wokół niego i ci młodzi mężczyźni, dla włoskich mam wymarzeni kandydaci na zięciów. Szmirus trafił w upodobania nuworyszów.

Plastykowa tożsamość

Włosi widzą, że kłamie, że zasłania sobie łysinę przeszczepem, ale mówią o nim – bella figura, przystojny mężczyzna, tak jak to rozumie plebs. Tu od stuleci liczy się blichtr, władza i pozorna lekkość bytu. Pier Paolo Pasolini nazwał Włochy krajem o „plastykowej tożsamości”, a kiczowatego plastyku jest tu wciąż dużo.

Włosi boją się, że po odejściu „Papcia”, a ma on już 72 lata, znów tu będzie urwanie głowy – przekonuje mnie inny „zwykły człowiek”. Siłą berlusconizmu jest nie tylko moralna, socjalna i polityczna słabość tego społeczeństwa, ale i mentalna rewolucja, jaką on podskórnie uruchomił. Te młode dziewczyny w telewizji to nie tylko panienki do towarzystwa. To często wykształcone, twarde karierowiczki, które potrafią wykorzystać szansę, jaką daje im Berlusconi. Zaś towarzyszący im młodzi mężczyźni są pełni energii i wręcz amerykańskiego optymizmu.

Na zakończenie włoskich peregrynacji zabawa w międzynarodowym towarzystwie: Dlaczego mimo Berlusconiego wciąż lubimy Włochów? Kuchnia, luz, belcanto! Skuter Lambretta! Fiat 126, bo on nas zmotoryzował! Nie, Cinqucento, bo to my na zachodzie traciłyśmy w nim cnotę! Pizza, cappuccino, parmezan. Versace, Prada, Armani. Włosi wymyślili sztuczne zęby! Nie, Rzymianie... No to prezerwatywę i okulary, bez nich nie byłoby Mastroianniego. I Zbigniewa Cybulskiego! Kogo? In vino veritas! Wolę grappę! A ja Sophię Loren… Krewną Mussoliniego? No to Dino Zoffa… I żaden d’Amicis, Malaparte, Moravia? Najwyżej Eco! Visconti, Fellini, Antonioni? To było dawno temu i nieprawda! Teraz włoscy filmowcy bojkotują festiwal w Wenecji.

Bo już nie potrafią kręcić filmów? Potrafią – Bernardo Bertolucci, Roberto Begnini, Emanuele Crialese. Protestują, bo minister kultury – były komunista – obciął im subwencje!

Polityka 34.2009 (2719) z dnia 22.08.2009; Kultura; s. 54
Oryginalny tytuł tekstu: "Pozorna lekkość bytu"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną