Zacznijmy od rekordów: CDU, CSU i SPD zaliczyły najgorsze wyniki w dziejach, FDP, Die Linke i Zieloni - najlepsze. Wielkie partie ludowe, do niedawna filary niemieckiej demokracji, tracą swój ogólnospołeczny charakter i kurczą się do rozmiarów pozostałych ugrupowań. Te ostatnie wskutek zniechęcenia wspólnymi rządami CDU i SPD zyskały dodatkowy zastrzyk poparcia - na czele z FDP, dzięki której Merkel będzie mogła stworzyć upragnioną koalicję chadecko-liberalną.
Ale na tym kończą się dobre wiadomości dla pani kanclerz. Implozja SPD przysłoniła fatalny wynik wyborczy CDU, za który Merkel przyjdzie zapłacić ustępstwami na rzecz potencjalnych rywali w partii. Jej swobodę działania ograniczy także nadspodziewanie silny koalicjant - z prawie 15-proc. wynikiem liberałowie ważą w czarno-żółtej koalicji więcej niż bawarska CSU i będą egzekwować od Merkel wolnorynkowe reformy, których kanclerz wolałaby uniknąć. A to nie przysporzy jej poparcia.
Chadecji zostały jeszcze co najmniej cztery lata życia, czego nie można powiedzieć o socjaldemokracji. Jak na ironię status partii ludowej jako pierwsza traci akurat ta, która lud nosiła na sztandarach, a w trudnej chwili miała odwagę podjąć reformy, które przyniosły jej zgubę. Teraz do podobnego samobójstwa zmuszona zostanie CDU, a po następnych wyborach do rządzenia Niemcami potrzebna będzie koalicja już nie dwóch, a trzech partii. Republika bońska przechodzi do historii.