Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Moje miasto

Wybory samorządowe – mało ludzi i pieniędzy

Ile będą kosztować kamery w lokalach wyborczych?

Fot. Włodzimierz Wasyluk / Reporter Fot. Włodzimierz Wasyluk / Reporter Włodzimierz Wasyluk / Reporter
Przed urzędnikami Krajowego Biura Wyborczego stoją liczne zadania, zmaganie się z finansowym niedostatkiem i skomplikowaną logistyką wyposażenia lokali wyborczych w kamery. A czasu coraz mniej.
Fot. Krystian Maj / ForumKrystian Maj/Forum Fot. Krystian Maj / Forum

Wybory samorządowe, choć bliższe ludzkim problemom, dotychczas odbywały się w cieniu elekcji do parlamentu. Tegoroczne, w związku ze spóźnioną, ale niezwykle głęboką nowelizacją Kodeksu wyborczego, zapowiadają się ekscytująco. A ich harmonogram przypomina film akcji. Przynajmniej w takim tempie trzeba będzie stworzyć niemal od zera cały aparat urzędniczy do obsługi wyborów. I mieć nadzieję, że aktorzy, czyli nowa szefowa Krajowego Biura Wyborczego, stu nowych komisarzy wyborczych i około 5 tys. urzędników wyborczych zagrają swoje kwestie. Łatwo nie będzie, bo dotychczas udało się wybrać tylko szefową KBW. Została nią Magdalena Pietrzak. To również filmowa kariera, bo jeszcze niedawno sama była urzędnikiem samorządowym średniego szczebla (sekretarz powiatu łowickiego), a od marca odpowiadała będzie m.in. za wybór wszystkich samorządowców w kraju.

Z wyboru Magdaleny Pietrzak z pewnością najmniej ucieszył się starosta łowicki Krzysztof Figat, który po objęciu stanowiska zwolnił ją z pracy, a później przegrał z nią sprawę w sądzie pracy. Wojciech Hermeliński, przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej, o kompetencjach szefowej KBW wyraża się ostrożnie, mówiąc, że spośród trzech kandydatów zgłoszonych na to stanowisko przez szefa MSWiA miała „najwięcej może kontaktu” z prawem wyborczym. Choć jednocześnie zastrzegł, że wszyscy kandydaci mieli ten kontakt „dość epizodyczny”.

Z filmem, ale bynajmniej nie akcji, wybory połączy również kwestia transmisji wideo. Po nowelizacji przepisów praca wszystkich z około 28 tys. obwodowych komisji wyborczych ma być rejestrowana i udostępniana w trybie online. To zadanie bardzo ambitne. W zestawieniu z terminem wyborów (koniec października, ewentualnie pierwszy tydzień listopada) staje się wyjątkowo ambitne i równie mało realne do wykonania w zadowalającym standardzie. Realne będą za to koszty tego przedsięwzięcia. Według ustępującej ze stanowiska szefowej KBW zakup systemu kamer i zapewnienie transmisji z każdej komisji kosztowało będzie około 134 mln zł. Trzymając się szacunków KBW, zamontowanie kamery w jednej komisji wyborczej kosztować ma 3 tys. zł. Otwarte pytanie brzmi, jak i gdzie mają być zamontowane kamery? Co mają nagrywać i czy nie wpłynie to na liczbę chętnych do obsługi wyborów, skoro każdy z członków komisji nagrywany będzie wraz ze swoim imieniem i nazwiskiem na kartce przed sobą. No i jak się będą czuli z tym wyborcy, którzy również choć przez chwilę pojawią się w oku kamery, a nawet można będzie dokładnie sprawdzić, kto głosował, a komu się nie chciało. A przecież będzie to pierwszy sprawdzian, jak po dwóch latach rządów PiS rozkładają się wyborcze preferencje i ponadto tym razem wybieramy samorządowców na rok dłuższe, bo pięcioletnie kadencje.

Iście filmowy będzie również ogólny budżet wyborów, na które już dziś brakuje co najmniej 600 mln zł. O taką kwotę wystąpiła do premiera ustępująca szefowa KBW. A to dopiero początek wydatków. W ciągu najbliższych pięciu lat Polacy aż siedem razy pójdą do urn. Pod warunkiem że prezydent nie wpadnie na pomysł organizacji kolejnych referendów. Przy czym ciągle nie wiadomo, kiedy i w jakim kształcie ma się odbyć referendum konstytucyjne, o którym prezydent mówi już od kilku miesięcy, ale ciągle brak konkretów.

Polityka 9.2018 (3150) z dnia 27.02.2018; Ludzie i wydarzenia. Kraj; s. 6
Oryginalny tytuł tekstu: "Wybory samorządowe – mało ludzi i pieniędzy"
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wstrząsająca opowieść Polki, która przeszła aborcyjne piekło. „Nie wiedziałam, czy umieram, czy tak ma być”

Trzy tygodnie temu w warszawskim szpitalu MSWiA miała aborcję. I w szpitalu, i jeszcze zanim do niego trafiła, przeszła piekło. Opowiada o tym „Polityce”. „Piszę list do Tuska i Hołowni. Chcę, by poznali moją historię ze szczegółami”.

Anna J. Dudek
24.03.2024
Reklama