Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Strona główna

Wakacje na zielonej wyspie

Jak spędzimy te wakacje? Głównie w Polsce

Bałtyckie wybrzeże od lat jest najważniejszym celem wakacyjnych wyjazdów Polaków. Z kolei Półwysep Helski uchodzi za jedno z najbardziej prestiżowych miejsc wypoczynku. Bałtyckie wybrzeże od lat jest najważniejszym celem wakacyjnych wyjazdów Polaków. Z kolei Półwysep Helski uchodzi za jedno z najbardziej prestiżowych miejsc wypoczynku. Marek Skorupski / Forum
Wielu Polaków zrezygnowało tego lata z zagranicznych wyjazdów. Urlop spędzą w kraju. Czeka ich tu wiele wrażeń. Nie zawsze miłych. Nie zawsze.
Szczyt sezonu spodziewany jest między 10 lipca a 15 sierpnia. Wtedy turyści szczelnie wypełnią plaże.Maksymilian Rigamonti/Reporter Szczyt sezonu spodziewany jest między 10 lipca a 15 sierpnia. Wtedy turyści szczelnie wypełnią plaże.
Trzeba liczyć, że 14 dni wypoczynku nad morzem czteroosobowej rodziny w przeciętnych warunkach to koszt rzędu 6000–7000 zł.Wojciech Druszcz/Reporter Trzeba liczyć, że 14 dni wypoczynku nad morzem czteroosobowej rodziny w przeciętnych warunkach to koszt rzędu 6000–7000 zł.
Polityka

Ten sezon zapowiada się rekordowocieszy się Robert Skraburski, wójt Rewala, zachodniopomorskiej gminy obejmującej kilka kąpielisk: – Widać to już po przedsezonowym czerwcu, który jest dużo lepszy niż ubiegłoroczny. Nadmorskie gminy z nadzieją wyglądają nadciągających turystów. To dla nich czas żniw – przez najbliższe dwa miesiące będą kosić pieniądze, by starczyło na przeżycie podczas kolejnych dziesięciu. – Zapowiada się supersezon – przyznaje Marta Chełkowska, szefowa departamentu turystyki w Pomorskim Urzędzie Marszałkowskim. – Kwatery szybko się zapełniają, są rezerwacje, przyszedł czas na polski Bałtyk. Województwo pomorskie jest wakacyjnym liderem. W ubiegłym roku odnotowano tu 2,5 mln wypoczynkowych odwiedzin.

Na Półwyspie Helskim pierwsze zwiastuny nadchodzącego sezonu dało się zauważyć już podczas długiego weekendu majowego. Potem był krótki okres spokoju, a od czerwca przybywa gości. Boże Ciało, w tym roku wyjątkowo późne, rozpocznie tegoroczne wakacje. Szczyt sezonu spodziewany jest między 10 lipca a 15 sierpnia. Wtedy turyści szczelnie wypełnią plaże od Władysławowa aż po Hel, a jedyna tutejsza droga będzie zakorkowana w obu kierunkach.

Byle tylko pogoda dopisała. – Bo jak nie ma pogody, to gość robi się nieznośny i o wszystko ma pretensje. A to mu łóżko niewygodne, a to chleb na śniadaniu był czerstwy – przyznaje dyrektor jednego z nadmorskich domów wypoczynkowych.

Półwysep Helski uchodzi za jedno z najbardziej prestiżowych miejsc wypoczynku. Kto wybierze Juratę, która jest najbardziej efektownym tutejszym kurortem, i postawi na wysoki standard wypoczynku, wyda kwotę, za którą mógłby odbyć daleką i egzotyczną podróż. Za dobę w dwuosobowym apartamencie w hotelu Spa Bryza trzeba zapłacić ponad 1,5 tys. zł. W domu wypoczynkowym Neptun (własność PKO BP) trzeba się liczyć z ceną ponad 1 tys. zł. Tańsze są kwatery w małych pensjonatach w Jastarni – dwuosobowy pokój z łazienką i balkonem kosztuje 150 zł, ale o wyżywienie trzeba zadbać już samemu. W Chałupach, które kiedyś upodobali sobie naturyści, a dziś windsurferzy, za łóżko płaci się 60–90 zł. Rozpiętość cen jest duża. Trzeba liczyć, że 14 dni wypoczynku nad morzem czteroosobowej rodziny w przeciętnych warunkach to koszt rzędu 6000–7000 zł.

Może wypoczynek w Polsce nie zawsze jest tańszy niż za granicą, ale wiadomo, ile co kosztuje, a służba zdrowia jest za darmo. W sumie ludzie czują się tu pewniej – przekonuje wójt Rewala.

Bałtyckie wybrzeże od lat jest najważniejszym celem wakacyjnych wyjazdów Polaków. Cieszą wielkie piaszczyste plaże, nie zniechęca zimna woda ani tłok. Przyzwyczailiśmy się, że nadmorskie kurorty przypominają pośpiesznie sklecone odpustowe jarmarki. Mają podobną architekturę i infrastrukturę służącą do wypoczynku. Jedne w lepszym wydaniu, inne bardziej tandetne. Wśród gospodarzy dominuje nastawienie na szybki dochód, z założeniem, że gość może już tu nie wrócić. Ale wierny Bałtykowi znajdzie następną miejscowość, która okaże się podobna.

Polak wypoczywający

Jan Korsak, prezes Polskiej Izby Turystyki, jest zdania, że nie ma co grymasić, trzeba patrzeć pozytywnie. Jakość polskiej oferty turystycznej znacznie się podnosi, a ten sezon może być wyjątkowy. Nie tylko dla polskiego wybrzeża, ale także innych rejonów Polski. – Do Egiptu wyjeżdżało co roku 600 tys. Polaków, do Tunezji około 200 tys., a do Maroka blisko 60 tys. W tym roku, ze względu na wydarzenia w północnej Afryce, frekwencja będzie o połowę mniejsza. Ci, którzy nie wyjadą, urlop spędzą w kraju – ocenia prezes Korsak. Poza problemami w krajach arabskich doszły przecież jeszcze niepokoje w Grecji i kryzys w Hiszpanii. A to wszystko popularne cele letnich wyjazdów. Intuicję prezesa potwierdza badacz rynku Sergio de Arana, Hiszpan żyjący i pracujący w Polsce.

Co roku jeździłem do Hiszpanii do rodziny. Tegoroczne wakacje spędzę w Polsce, bo w Hiszpanii mamy minikryzys, zaś pieniądze na wylot do Madrytu zjadł mi frank szwajcarski. Musimy oszczędzać, odwiedzimy więc pewnie polską rodzinę mieszkającą na wsi, może wyskoczymy na weekend do Krakowa.

Dzielenie urlopu na kawałki i spędzanie go w różnym czasie i w różnych miejscach stało się niezwykle popularne. Dziś mało kto decyduje się na jeden letni miesięczny wyjazd. Choć większość Polaków wypoczywa w lipcu i sierpniu, to coraz liczniejsza grupa znajduje czas także na kolejny wypoczynek zimowy, najchętniej w grudniu. Stosunkowo nowym zjawiskiem są też krótkie wyjazdy na przedłużone weekendy. W sumie statystycznie w ciągu roku spędzamy na wypoczynku poza domem nieco ponad 14 dni.

Ale nie wszyscy: wakacyjne wyjazdy wypoczynkowe są wciąż udziałem zaledwie co trzeciego dorosłego Polaka. Korzystają z nich głównie mieszkańcy wielkich miast. Na wypoczynek wyjeżdża zaledwie co piąty mieszkaniec wsi, a co dwudziesty rolnik. Większość szuka najtańszej opcji i na wakacje – tak jak Sergio de Arana – jedzie do znajomych albo rodziny. Popularne są wakacje na działce albo wynajmowane prywatne kwatery. Nieźle trzymają się też wczasy pracownicze, które wbrew pozorom wcale nie przeszły do historii. W ubiegłym roku zakłady pracy zapewniły wypoczynek dla 7 proc. urlopowiczów.

Wczasy zagraniczne – mimo że coraz bardziej dostępne – są wciąż sposobem wypoczynku stosunkowo elitarnym. Mimo zachęt ze strony polityków w ubiegłym roku tylko 8 proc. Polaków było na wypoczynkowym wyjeździe poza granicami Polski. Sposób spędzania urlopu świadczy o statusie społecznym i wykształceniu. Im wyższy, tym większa ochota i możliwości korzystania z różnorodnej oferty turystycznej. Wyjazdy zagraniczne zaś to domena kadry kierowniczej i specjalistów.

Samochodem ciężko

Wiele osób ceni zagraniczne wczasy nie tylko ze względu na słońce, egzotyczne widoki i uroki all inclusive. Także ze względu na wygodę. Biura turystyczne sprzedają wycieczki, czyli gotowe produkty obejmujące podróż, zakwaterowanie i wyżywienie, czasem także dodatkowe atrakcje na miejscu. O nic nie trzeba się martwić.

Tymczasem wyjazd krajowy to wyzwanie, bo wszystko trzeba sobie samemu zorganizować. A potem nie można przyjść do biura podroży i pogrymasić, że okna w hotelu wychodziły na parking, a obsługa była niegrzeczna. Biura podróży, jeśli nawet oferują wypoczynek krajowy, zwykle jednak każą dojechać na własną rękę.

Większość turystów wybiera własny samochód. W tym roku podróż nie będzie łatwa. Ale po drodze będzie można zwiedzić polską „zieloną wyspę” i naocznie przekonać się, że zapewnienia premiera o wielkim placu budowy, jakim jest Polska, to nie slogan wyborczy. Wybór „gierkówki” (Warszawa–Katowice) oznacza, że od Mszczonowa aż za Piotrków trzeba cierpliwie wlec się w kolumnie jednym pasem. Na siódemce (Gdańsk–Warszawa–Kraków), przebudowywanej partiami na drogę ekspresową, trzeba przygotować się na zwężenia, ograniczenia do 50 km na godzinę i tzw. wahadełka. Podobnie jest z jedynką z Łodzi do Gdańska (poza oddanym już odcinkiem autostrady). Niemal na wszystkich drogach krajowych trwają jakieś roboty, a na dodatek władze większości napotkanych na trasie miast i miasteczek jakby się umówiły i remontują nawierzchnie, poszerzają jezdnie, wytyczają ścieżki rowerowe, kładą chodniki albo wymieniają rury. Wszędzie objazdy, wobec których nawet najlepsze urządzenia nawigacyjne głupieją.

W podróży lepiej nie zdawać się na pamięć, bo dużo się zmieniło. Lepiej zajrzeć do Internetu na stronę GDDKiA i sprawdzić, gdzie akurat trwają roboty drogowe. Ale nawet perfekcyjne przygotowanie nie ustrzeże przed przykrymi niespodziankami. Na drodze nr 50 od Grójca do Mińska Mazowieckiego, gdzie remonty w większości już zakończono, można trafić na gigantyczne korki (najczęściej w Kołbieli) spowodowane spowolnieniem ruchu przez liczne tutaj ronda. Ruch na drogach zwielokrotniają ciężarówki i ciężki sprzęt. Przez całą Polskę nieustannie przemieszczają się tysiące potężnych wywrotek wożących piach i żwir na budowane drogi.

Wakacyjnym kierowcom nie pomoże w kryzysowej sytuacji oznakowanie drogowe. Znaki są mało czytelne, a zdarza się, że na objazdach wskazują zły kierunek albo nie ma ich w ogóle. Nie ma też co liczyć na pomoc ze strony policji drogowej. Policjanci zajęci pomiarami szybkości, nie mają już czasu, aby pomagać kierowcom, którzy tkwią w korkach albo zagubieni szukają właściwej drogi. W lepszej sytuacji są użytkownicy CB-radio, informujący się wzajemnie nie tylko o „miśkach z suszarkami” (policjantach z ręcznymi radarami), ale też o korkach, objazdach i wszelkich zagrożeniach.

Koleją długo

Tkwiący w drogowych zatorach nie powinni jednak zazdrościć tym, którzy wybrali kolej. Nie wiadomo, kto ma gorzej. Na trasie z Warszawy do Trójmiasta trwają prace modernizacyjne. Efekt? Czas przejazdu ze stolicy nad morze wyniesie 6–7 godzin, a część pociągów dziennych i wszystkie nocne pojadą objazdem przez Toruń. Prace na tej magistrali są zmartwieniem nie tylko warszawiaków, ale też mieszkańców południa Polski jadących nad morze. Rozkładowe czasy przejazdu mogą zniechęcić do kolei nawet jej największych miłośników. Np. wakacyjny pociąg TLK z Krakowa do Helu ma jechać ponad 18 godzin. Pociąg z Katowic wyjedzie przed szóstą rano, a do Helu dotrze – planowo! – o godz. 21.

Jeszcze gorzej wygląda oferta połączeń w góry i na Mazury. Ze stolicy do Giżycka i Augustowa jedzie tylko jeden bezpośredni pociąg na dobę. Tradycyjnie sporo pociągów dotrze do Zakopanego, ale już miłośnicy Bieszczadów z usług kolei nie skorzystają. Nawet na wakacje spółka PKP Intercity nie przywróci zlikwidowanych kilka lat temu połączeń do Sanoka i Zagórza. Spore utrudnienia czekają na trasie do Muszyny i Krynicy, bo właśnie w wakacje planowany jest tu remont torów. W Krakowie podróżnych czeka zatem przesiadka w zastępcze autobusy.

Głusza w cenie

Polskie góry to, po morzu, drugi cel wakacyjnych wyjazdów. Tatry i Pieniny pod względem popularności są odpowiednikiem kurortów Helu, Mierzei Wiślanej czy Kołobrzegu. Coraz większą popularność zdobywają Sudety. Tam też robi się tłoczno. Generalnie jednak można odnieść wrażenie, że z wakacyjnymi miejscami jest jak z piosenkami – lubimy te, które dobrze znamy. Jak Tatry – to Zakopane, jak Mazury – to Mikołajki, Giżycko, Węgorzewo.

Na szczęście nie wszystkich pociąga tłum. Marcin, młody finansista z Warszawy, przez ostatnie lata wakacje spędzał za granicą. Poznał Włochy i niemal całe Bałkany. W tym roku wybiera się w Polskę. – Zamierzamy we dwoje na kilka dni zaszyć się w gospodzie w Kadzidłowie na Mazurach, w samym środku lasu – tłumaczy. Uważa, że ceny w najpopularniejszych turystycznie miejscach w Polsce są porównywalne z tymi w europejskich kurortach, zwłaszcza nadmorskich (a czasem wyższe), ale jeśli szuka się miejsc z dala od cywilizacji, to wciąż w Polsce jest taniej.

Odkrywanie Polski, szukanie miejsc mało znanych, z dala od głównych wakacyjnych szlaków, to zdaniem specjalistów coraz silniejszy trend rynkowy. Widać to zwłaszcza wśród młodych Polaków, dla których wyjazdy zagraniczne nie mają już takiego posmaku egzotyki jak dla starszego pokolenia. Na tę grupę liczą regiony przez turystów omijane. Zwłaszcza województwa ściany wschodniej, które prowadzą wspólną kampanię „Piękny Wschód”, promującą turystyczne uroki tej części kraju. Branża turystyczna uważana jest za przyszłościową – daje impuls rozwojowy, coraz większe dochody i zapewnia wiele miejsc pracy. Dlatego kolejne miasta i województwa organizują kampanie reklamowe zachęcając mieszkańców innych regionów do odwiedzin.

Naszą wizytówką jest Puszcza Białowieska, pojezierze Suwalsko-Augustowskie, region Biebrzy. Gości urzeka egzotyka polskiego Orientu i wielokulturowości. Z roku na rok na Podlasie przyjeżdża ich coraz więcej. Mamy nadzieję, że tak będzie i w tym roku – mówi dyr. Jadwiga Dąbrowska z Podlaskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej.

Prof. Krzysztof Łopaciński, szef Instytutu Turystyki, zwraca uwagę na kolejny trend w sposobie spędzania letniego wypoczynku. Polski turysta jest coraz bardziej ruchliwy, ale też w coraz większym stopniu uzależniony od samochodu. – Najchętniej wybieramy model „promienisty”. Penetrujemy rejon w okolicy 2030 km od kurortu. Wybieramy atrakcyjne miejsce, szukamy parkingu i robimy kilkugodzinne wypady. Nie tylko pieszo, ale i na rowerach, dowiezionych, oczywiście, samochodem. Nie bez przyczyny najbardziej dochodowym turystycznym biznesem staje się niewielki parking na przydomowym podwórku – twierdzi prof. Łopaciński.

Katarzyna Woźniak, dyrektor Słowińskiego Parku Narodowego, na co dzień obserwuje, jak zmienia się sposób wypoczynku. Dzieli turystów na tych docierających od strony oddalonego od plaży Smołdzina i tych z Łeby. Pierwsi przychodzą z kijkami, w sportowych butach albo przyjeżdżają na rowerach. Są nastawieni na zwiedzanie niekonwencjonalnych miejsc. Od strony Łeby nadciąga zaś inny typ – żeby szybko zaliczyć wydmy, czasem w wysokich szpilkach. To turysta przyjeżdżający nad morze ze względu na modę. – Ci bardziej świadomi, nastawieni na kontakt z przyrodą, stanowią jedną trzecią odwiedzających park, reszta to miłośnicy słońca i plaży – ocenia pani dyrektor.

Turysto, rozerwij się

W walce o turystę większość atrakcyjnych regionów kraju rozbudowuje bazę hotelową. Przybywa obiektów wyższej kategorii z basenami, centrami fitness, w tym także ośrodków spa, bo na wyjazdy połączone z zabiegami kosmetycznymi i rehabilitacyjnymi, zdaniem specjalistów, będzie szybko rósł popyt. Dla wielu kurortów to także szansa na wydłużenie sezonu.

Innym pomysłem na przyciągnięcie urlopowego gościa są wakacyjne imprezy – festiwale, koncerty, folklorystyczne jarmarki, widowiska plenerowe czy inscenizacje wydarzeń historycznych. Coraz częściej takie wydarzenie staje się głównym powodem wakacyjnego wyjazdu w jakiś rejon kraju; jeździ się, by uczestniczyć np. w Festiwalu Kultury Żydowskiej w Krakowie, Kultury Południowo-Słowiańskiej w Bolesławcu albo sztuki alternatywnej w Płocku.

Magnesem stają się też parki rozrywki. Niektóre dość osobliwe. Karierę robią dinoparki (czytaj – s. 98). Prof. Krzysztof Łopaciński doliczył się też w Polsce 15 indiańskich wiosek i westernowych miasteczek. Na dzień lub dwa prawdziwą turystyczną mekką może się stać szczere pole, o czym można przekonać się w połowie lipca pod Grunwaldem. Niestety, turyści mogą tam niczym krzyżacy ponieść sromotną porażkę, bo strona organizacyjna wielkich imprez bywa bardzo marna. No, ale nie od razu zieloną wyspę zbudowano.

Polityka 26.2011 (2813) z dnia 20.06.2011; Temat tygodnia; s. 12
Oryginalny tytuł tekstu: "Wakacje na zielonej wyspie"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną