Tekst ukazał się 13 maja 1989 r. (numer 19/1671).
„Czy chcecie chrześcijańskich demokratów w Sejmie?”. Chcecie, głosujcie na Janusza Zabłockiego i Kazimierza Świtonia. Obaj załączają na wspólnej ulotce kupony do zbierania podpisów. Natomiast ulotka nielegalnej PPS nie zgłasza żadnych kandydatów, ale przedstawia swój program. Otóż „PPS dąży do niepodległości, do demokracji, do sprawiedliwości społecznej i do wolności”, przedstawiając w wielu punktach, jak to zamierza osiągnąć. Z kolei PPD nie zainwestowała w ulotki z programem. Po prostu wszędzie, gdzie się da, dopisuje „PPD zwycięży!”. I to jej jedyna wizytówka, tyle o niej wiadomo. Czy to Polska Partia Demokratyczna? Czyli jaka?
Przede wszystkim jednak rzuca się w oczy kampania wyborcza „Solidarności”. Jej listę kandydatów na posłów i senatorów spotkać można na każdym kroku, a także rozlepione godziny „solidarnościowych” audycji radiowych i telewizyjnych. Obok: „Musimy wygrać!”, zagrzewa małą ulotką Lech Wałęsa. W wielu miejscach informacja, gdzie można kupić cegiełki (500, 1000, 5000 zł), wraz z apelem Lecha, który zaczyna się następująco: „Tak jak nasi dziadowie składali się na Skarb Narodowy, a nasi ojcowie na Polskie Państwo Podziemne, tak my dzisiaj musimy złożyć się na naszą kampanię wyborczą”.
Popularny jest też nieduży plakat wyborczy, który kwintesencję przemian ujmuje tak: czerwona flaga podpisana jest „0 proc”, biało-czerwona, ale dużo bardziej czerwona niż biała – „35 proc.”, biało-czerwona, pół na pół, ma podpis „100 proc”.
Gorączka polityczna na murach nie rozkłada się równomiernie. Program minimum „Solidarności” (ich lista warszawska i plakat z flagami) oblepił całe miasta, ale poza tym zdecydowanie wyróżnia się tylko kilka wysepek aktywności przedwyborczej.
Najważniejsza z nich to bez wątpienia Uniwersytet Warszawski. Uniwersytet to prawdziwy stan zapalny. Na bramie PPS oznajmia: „100 lat walki robotników”. Z drugiej flanki nieformalne ugrupowanie RML im. Che Guevary: „Precz z dyktaturą biurokracji, cała władza w ręce ludzi pracy”. Parę metrów dalej: „Uwolnić Havela”.
I tu „Popieraj kandydatów chrzęścijańsko-demokratycznych”, ale w innym składzie: Ryszard Bender, Władysław Siła-Nowicki, Janusz Zabłocki – i reprodukowane z „Ładu” formularze podpisowe wyżej wymienionych. „Podpisy – w bramie”. „Ład” jest zresztą pod uniwersytetem bogato reprezentowany, bo nieopodal sprzedają, po 20 zł sztuka, kserokopię zamieszczonego w „Ładzie” ataku prof. Mariana Błażejczyka na Jerzego Kosińskiego i „Malowanego ptaka”. Sprzedają w dobrym towarzystwie Janusza Leonarda Majewskiego, Wydawnictwo Narodowe „Chrobry”: „Naród żydowski nie jest już narodem wybranym, jesteśmy nim my – chrześcijanie”, wyjaśnia we wstępie, a w innej książce, „Myśli przerażonego Polaka, czyli rozważania o zbiorowej nędzy i zbiorowej głupocie”, wątki te bogato rozwija i ilustruje.
Każdy tam walczy o dusze. Także Organizacja Środowiskowa AK, która wielkim plakatem wzywa do pikiety w sprawie pomnika powstania warszawskiego, pod Ministerstwo Kultury i Sztuki. Wezwanie uzasadnia tak: „Ręce precz od pomnika, pomnik dla bohaterów, nie dla inspiratorów – masonów”, niech się wykształcona młodzież domyśla.
Konkurencja obok nie bawi się w aluzje. „Chcesz kapitalizmu? Jeśli tak, weź udział w kampanii wyborczej Unii Polityki Realnej” (zarejestrowanej, jak się dowiaduję), niżej telefony. Dalej „Nasza Polska – Pismo Antysocjalistyczne”, cały jednokartkowy numer zajmuje list publicysty katolickiego Aleksandra Halla do Komitetu Obywatelskiego, protestujący przeciwko sposobowi, w jaki została wyłoniona lista wyborcza „Solidarności”. Polska jest również „Polska Siła”, która zajmuje następne parę centymetrów kwadratowych muru. „Skupiamy młodzież, która nie widząc perspektywy na lepsze jutro, podejmuje walkę o uratowanie tego, co pozostało w naszym narodzie najcenniejsze: wolności i dumy”. Po sąsiedzku: „Pomóż naszym rodakom w ZSRR, zbieraj książki”. Obok zachęta do pielgrzymki akademickiej na Jasną Górę. Forum Dyskusyjne „Reaktor” (realiści – katolicy – ortodoksi) zaprasza natomiast na spotkanie „Dlaczego jesteśmy radykalni?” z Andrzejem Malanowskim (PPS) i Leszkiem Moczulskim (KPN).
Pan jest niezależny?
O dusze i sumienia walczą też kandydaci. „Janusz Korwin-Mikke senatorem, tylko konserwatywny liberalizm stanowi antidotum na socjalizm, poprzyj Unię Polityki Realnej”.
Kandydata do Sejmu Jacka Kuronia (polityk, publicysta, l. 55) Anna Kowalska – podaje ulotka – wzięłaby zamiast książki na bezludną wyspę, „gdyby do podźwignięcia jakiejś ważnej sprawy miała wybrać jednego tylko człowieka”. Adam F. Wojciechowski, 46 l., prawnik i historyk sztuki, znajomość języków – biegła: włoski, angielski, poprawna: francuski, rosyjski, jak się przedstawia na plakacie, bywa pod tym plakatem we własnej osobie, ściska ręce wyborcom i zbiera podpisy.
– Pan jest niezależny? – upewnia ślę jakiś młody człowiek, złożywszy podpis i potwierdziwszy tożsamość dowodem osobistym.
– Jestem zależny tylko od wyborców i od pana – odpowiada Adam F. Wojciechowski, który na swoim plakacie wybił tłustą czcionką i podkreślił na grubo: „Uwaga! Nigdy nie należał do partii komunistycznej, w żadnym kraju!”.
Niezależność jest wartością najbardziej poszukiwaną przez tych pierwszych kandydatów, którzy weszli na mury, pomagającą w budowaniu ich image. Andrzej Łapicki, kandydat na posła z listy „Solidarności”, przedstawiany jest w swojej ulotce jako „pierwszy niezależnie wybrany rektor PWST”. Jerzy Urban, jego kontrkandydat, o parę metrów dalej, w ulotce, którą zdobi własna karykatura, zastrzega, że „nie zgłasza go żadna organizacja, możesz go zgłosić ty”. „Jestem impulsywny, mam miękkie serce, nie na leżę do żadnej organizacji” – rysuje swój obraz Marek Kotański.
I to również jest cechą wspólną: platformą pierwszych kandydatów jest program zmian. Jacek Kuroń uważa, że w Sejmie, „jeśli zostanę do niego wybrany – powinienem być przede wszystkim członkiem drużyny »Solidarności«. Celem naszej drużyny jest suwerenność narodu, niepodległość, demokracja – naprawa Rzeczpospolitej”. Kolega z drużyny, Andrzej Łapicki, ujmuje „kraj idealny, w którym chciało by się żyć” w strofy Mrożka: „Praca da chleb, a prawo wolność / bo wolność będzie prawem, a prawo wolnością”. Indywidualny kandydat na senatora, prof. Longin Pastusiak, który ma swoje biuro wyborcze przy Senatorskiej, „wybitny znawca współczesnych systemów politycznych, autor ponad 500 publikacji naukowych w tym bestsellera »Prezydenci«, to „zwolennik demokratyzacji życia społecznego, zwolennik modernizacji gospodarczej i reformy systemu politycznego w Polsce”. Wspomniany Marek Kotański („Stworzyłem Monar, od ciebie zależy, czy zrobię więcej jako senator”), który obrał za sztab wyborczy deptak przed Domami „Centrum”, deklamuje, że „zdrowy, wolny i szczęśliwy człowiek w życzliwym otoczeniu – oto mój cel”. W szczególności zamierza „ostatecznie spróbować wygrać wojnę z alkoholizmem i narkomanią; bronić i tworzyć prawa ludzi starych do godnego życia; zachęcać młodych do niezależności i przebojowości; ochraniać skrzywdzonych przez los; energicznie popierać wszystkie sensowne inicjatywy dotyczące wychowania i nauczania; chronić wszelkimi dostępnymi sposobami wszystkich nas przed AIDS oraz pomagać chorym i umierającym”. Jak do tej pory to rekord konkretów.
Z kolei ulotka „z upoważnienia Rady Politycznej Liberalno-Demokratycznej Partii »Niepodległość«” wzywa do bojkotu „imprezy z 4 i 18 czerwca br”. Jakikolwiek udział w niej oznacza dobrowolną akceptację zasady rządów PZPR i zgodę na ograniczenie polskich aspiracji do ram przewidywanych przez komunistyczną pierestrojkę”.
Znamienne jest, że wszyscy dotychczasowi kandydaci milczą na murach o gospodarce, z wyjątkiem może Andrzeja Łapickiego, który, jak podaje ulotka, „jest aktorem, jest aktorem znakomitym, ale nie chce być nim w Sejmie ani zajmować się wyłącznie sprawami środowiskowymi. Już dziś przygotowuje się do nowej funkcji – stara się uczyć i poznawać trudne sprawy ekologii, rolnictwa i samorządów”.
Podczas lektury tekstów politycznych na murach znalazłem właściwie tylko jeden apel, mogący ulżyć naszej opłakanej sytuacji, mianowicie o wstrzymanie się od spożywania mięsa, podpisany przez Ruch Wyzwolenia Zwierząt „Wegetarianizm to świadomość miłości. Dominującym motywem i inspiracją wegetarianizmu jest współczucie dla zwierząt, żyjących w nieskończonej udręce”. Ale i tu czyjaś ręka dopisała: „Warzywa też mają uczucia”.
Chodźcie z nami
Dawna kawiarnia „Niespodzianka” przy MDM, gdzie znajduje się warszawski sztab wyborczy „Solidarności”, to jeden z nielicznych punktów, gdzie czuje się prawdziwą atmosferę przedwyborczą.
Wielkie tablice z sylwetkami kandydatów, gigantyczne malowidło na chodniku, transparenty „Chodźcie z nami” i długa kolejka, aby złożyć podpis czy wykupić cegiełkę. W przedstawianych sylwetkach kandydatów nicią przewodnią jest wierność sprawie i aktywne wspieranie „Solidarności” w czasach, kiedy została zdelegalizowana. Sztab w wywieszonych ulotkach informuje i edukuje. Nie wzywa, aby skreślać innych kandydatów, ale tłumaczy, że gdy skreśli się z wszystkich kartek wyborczych wszystkie nazwiska prócz tego jednego, z listy „Solidarności”, to głos będzie ważny.
Podobny klimat w sztabach dzielnicowych.
Z MDM-u blisko na Politechnikę. W Politechnice Warszawskiej gorąco, ale po inżyniersku – w sposób zorganizowany. Każdy ma swoją tablicę i poza nią nie wychodzi. Z plakatu prof. Adam Bromke (University w Hamilton, zapowiada anons) zaprasza na odczyt „Renesans myśli Romana Dmowskiego”, a Andrzej Łapicki na spotkanie wyborcze, gdzie będzie go wspierał idol rocka Zbigniew Hołdys.
Równie znamienne jak to, kto i z czym pojawił się na murach, jest wątek pokrewny: kogo tam jeszcze nie ma. Otóż poza „Solidarnością” z kandydatami indywidualnymi na własnym rozrachunku – na murach nie ma jeszcze nikogo innego. Ani partyjno-koalicyjnych, ani OPZZ-owskich (w ich centrali widzę tylko plakat do użytku wewnętrznego, analizujący, kto powinien przemawiać jako trzeci na zamknięciu „okrągłego stołu”), ani organizacji społecznych.
Być może ci obrali inną taktykę, może użyją prasy jako głównego oręża, może być też tak, że spokojnie zbierają podpisy i ruszą w tłum i na ulice, kiedy je skompletują. Nikt też poza „Solidarnością” i indywidualnymi nie zbiera na ulicy pieniędzy na wybory. W tej ekspresowej kampanii wyborczej czasu jest niewiele. Trochę szokuje ich stoicki spokój. „Nie śpij, bo cię przegłosują!”, głosi hasło „Solidarności”.
Do nieobecnych – ludzi i tematów – dorzuciłbym jeszcze jeden: świadomość ekologiczną. W tekstach, których szukałem na murach, prawie jej nie odnalazłem. Z wyjątkiem hasełka sprzed „Niespodzianki”: „Głos natury głosem »Solidarności«”. Za ochroną środowiska jest też Zdzisława Guca, znana z radia i „Panoramy dnia”. Jest również „za ochroną ludzi potrzebujących, rodzin wielodzietnych i emerytów, za otwieraniem szans młodego pokolenia na godne życie i za rządami rozumu”. Jest przeciw: „kolejkom, karuzeli cen, biednym szkołom i szpitalom, monopolom i arogancji.
Jeśli zaś chodzi o proporcje na murach, to inny temat zdecydowanie przytłumił wybory. Przerywanie ciąży.
Czy już zabiłaś swoje dziecko?
Przynajmniej na murach – przeciwnicy nowej ustawy są górą. Kilka dni wcześniej miasto pokryły ulotki „Ocal życie bezbronnemu” oraz „Nie zabijajcie mnie”, przedstawiające ludzki płód wrzucany do kanału. Teraz przebiły je wezwania przeciwników ustawy zabraniającej przerwania ciąży, wzywające na demonstrację pod pomnik Kopernika. Znamienne, że ogarnięte gorączką polemik – wyborczych i dotyczących abortu – są te same miejsca: wyższe uczelnie, kościoły, pasaż śródmiejski.
„Czy już zabiłaś swoje dziecko?” – ten malowany wielkimi literami i na olejno wita w przejściu podziemnym koło uniwersytetu. Przeciwnicy przerywania ciąży apelują do wyobraźni i ludzkich uczuć. Przylepiają na ściany fotografię kilkutygodniowego płodu, pokazując, że to już człowiek. Zapraszają na dyskusje „Kiedy zaczyna się życie?”. Przeciwnicy ustawy obrali taką linię ataku: są przeciw przerywaniu ciąży, ale i przeciw ustawie przerywania zabraniającej. Pod takimi hasłami wzywają pod pomnik Kopernika: „Jeśli jesteś zwolennikiem aborcji, ale uważasz, że sankcje karne nie rozwiążą tego problemu, a jedynie zaostrzą, przyjdź...” Obok:
„Szpitale – tak
więzienia – nie
podręczniki – tak
procesy – nie”.
Dalej: „Unia Młodzieży Demokratycznej przeciwko nowej ustawie”. I jeszcze: „Kobiety mają prawo wyboru”. Podpisane: Ruch Społeczeństwa Alternatywnego. Czyjś dopisek: „Mordercy!”. Ściągane zza oceanu: „Mój brzuch należy do mnie”, i rodzime: „Paragraf najlepszym środkiem antykoncepcyjnym?”.
W Politechnice podobnie. Ten temat przyćmił wszystkie pozostałe. Na tablicy „Soli Deo” – „Ocal życie bezbronnemu”. Nieopodal przyszli inżynierowie tak argumentują: „Nowa ustawa to 16-latki zmuszone do rodzenia, zmuszone do rodzenia ofiary zgwałceń, to dzieci z mongolizmem (ktoś dopisał: na mongolizm cierpi autor), to widmo nędzy i setki tysięcy sierot społecznych. Podziękują ci”. ZSP rozdaje karteczki: „oderwij róg z Twoją opinią, wyniki tej ogólnopolskiej akcji przedstawimy Sejmowi”. Do wyboru: „Popieram projekt”, „Nie popieram”, „Problem wymaga innego rozwiązania”, „Nie interesuje mnie to”. I jeszcze ulotka z kościoła św. Anny: „Samoobrona Katolicka żąda uchylenia ludobójczej ustawy Bermanów dopuszczającej przerywanie ciąży oraz żąda postawienia przed trybunałem winnych wymordowania 33 milionów Polaków”.
To dopiero początek emocji. Ten temat podzielił opinię i jak tak dalej pójdzie, zepchnie w cień kampanię wyborczą, a w każdym razie będzie stanowił ważny jej element i odnośnik.
W przejściu podziemnym placu Na Rozdrożu królestwo kolorowych sprejów. „Pierwsza krajowa wojna sprejowa” – głosi hasło natryskane na ścianie. I chyba rzeczywiście. Moda na graffiti przyszła do nas wraz z niezbędnym oprzyrządowaniem. Europeizujemy się. Prócz głośnego już hasła „Wałęsa – kolaborant, Miodowicz – dezodorant”, które tu od ładnych paru tygodni (ale jeszcze jedna pani oburza się, kiedy je spisuję ze ściany – jak oni tak mogą o Lechu) – reszta politycznie obojętna. W przejściu podziemnym pod skrzyżowaniem Marszałkowskiej z Alejami też apolityczność. Odnotowuję „Atomowy błysk zabija dziecka wzrok”, niebieskim sprejem, młodzieżowe wygłupy, symbole „Legii” i kilkanaście wielkich swastyk.
Ponieważ moda na spreje pokryła bazgrołami świeżo odnowioną Starówkę, magistrat wpadł na pomysł ustawienia w kilku częściach miasta ekranów z płótna, gdzie można się zastępczo wyżywać. „Zamiast na ścianie maluj na ekranie”.
Królują tam hasła obsceniczne, specjalnie bez wyobraźni. Polityka się w to nie miesza. Choć pewnie zacznie. Przeciwnicy ustawy o ochronie prawnej poczętego dziecka zawładnęli ekranem przy ul. Świętokrzyskiej, zamalowali na biało wszystkie te „dupa jest blada”, które tu były, i wielkimi wołami Wzywają pod Kopernika. To tyle.
Myśli różne ze ścian: „Nie ma chleba i nie ma mięsa / niech żyje Lech Wałęsa”, „Twórz swoje życie”, „Nie wierzę politykom”, „Ludzie myślcie, to nie boli”, „Make love, not children”, „Usuń ciążę i dzieci sąsiada – będzie nam luźniej”.
W sumie jednak Warszawa nie obudziła się jeszcze ze snu. Literatura na murach i witrynach, którą spotykałem najczęściej, zaprasza do podjęcia pracy. Do wtóru z plakatami „Społem”, że „nie chcemy strajkować, ale żądamy” – i tu długa lista.
Hasło, na które natrafiłem na ul. Mazowieckiej: „Paranoja to nasze hobby”.