Odpukać w okrągły stół
Po wyborach 4 czerwca: w jakim miejscu jestesmy?
Rozstrzygająca tura wyborów za nami, opadają emocje, biedną hasta, rozmywają się w strugach deszczu plakaty. I choć w warszawskiej „Niespodziance”, gdzie znajduje się ośrodek informacyjny „Solidarności”, wciąż rozlegają się piosenki Kaczmarskiego i dumy wpatrują się w wyniki, to jednak nastrój festynu się kończy, a zaczyna czas polityki. Zwycięzcy i zwyciężeni dokonują przeglądu swych zastępów, a kraj czeka na początek zupełnie nowej gry parlamentarnej. W naszej rewolucji przeszliśmy przez kolejny etap. Czwarta Rzeczpospolita powoli staje się faktem.
Koalicja rządowa wybory przegrała, ale jeszcze musi rządzić, musi przygotować zmianę warty, a w każdym razie oswoić się z myślą, że za cztery lata może się znaleźć w opozycji, że przez te cztery lata muszą sformować się siły, które byłyby zdolne nie tylko administrować krajem, ale i dalej forsować reformy, rozwiązywać konflikty społeczne i gwarantować stabilne miejsce Polski w Europie. Przegrana ma charakter katarktycznego zwrotu, choć prognozy przed wyborami były różne.
Oto prof. Stanisław Gebethner przedstawił w „Życiu Warszawy” „Pięć scenariuszy następstw czerwcowych wyborów”, wśród nich za „układ groźny” uznał taki wariant, w którym „»Solidarność« zdobywa wszystkie 161 mandatów bezpartyjnych w Sejmie i ponad 85 proc. miejsc w Senacie oraz ponad 65 proc. głosów w wyborach do Sejmu. PZPR zaś nie zdoła ani jednego posła przeprowadzić w 1 turze... Przepada też lista krajowa. W konsekwencji mamy sytuację konfrontacyjną – pełną destabilizację. Zaktywizują się po obu stronach wszystkie siły i elementy ekstremalne.