Rządowa propozycja wypłacenia bliskim ofiar katastrofy smoleńskiej zadośćuczynienia w wysokości 250 tys. zł na osobę wzbudziła liczne wątpliwości. W przypadku katastrofy lotniczej odszkodowania wypłaca zazwyczaj ubezpieczyciel, ale prezydencki Tu-154M nie był ubezpieczony. Państwo jako właściciel samolotu i tak musiałoby więc wypłacić rodzinom jakieś odszkodowania. – Od finansowej odpowiedzialności Skarb Państwa byłby zwolniony tylko wówczas, gdyby okazało się, że przyczyną katastrofy była siła wyższa albo że winę za nią ponoszą wyłącznie poszkodowani lub wyłącznie jakaś osoba trzecia – mówi Marcin Dziurda, szef Prokuratorii Generalnej. Odszkodowania otrzymaliby jednak tylko ci, których sytuacja materialna pogorszyła się po śmierci ich bliskich. – Ustalając ich wysokość musielibyśmy wziąć pod uwagę dochody ofiar, a także zapomogi, renty i inne świadczenia, które państwo już wypłaciło ich najbliższym. Bez sądu nie da się tego zrobić – kontynuuje Dziurda. Stąd propozycja zadośćuczynień.
Możliwość ich wypłaty rodzinom śmiertelnych ofiar wypadków wprowadzono ustawą w sierpniu 2008 r. Dlatego rodziny ofiar z wojskowej CASY nie mogą dostać od rządu oferty wypłaty zadośćuczynienia – ta katastrofa wydarzyła się pół roku przed tą nowelizacją kodeksu cywilnego. Przyznaje się je za cierpienia, czyli „doznaną krzywdę”, po śmierci osoby bliskiej. – Ministerstwo Sprawiedliwości przebadało, jakie zadośćuczynienia przyznają sądy rodzinom ofiar wypadków – wyjaśnia Dziurda. – Najwyższe przyznane świadczenie wynosiło 250 tys. zł. Dostała je kobieta, której mąż zginął w wypadku samochodowym. Taką kwotę zaproponowano każdemu z małżonków, dzieci i rodziców ofiar katastrofy smoleńskiej. Uprawnionych będzie około 300–400 osób. Na zadośćuczynienia trzeba będzie wówczas wydać ok. 100 mln zł. Rodziny, które nie przyjmą propozycji rządu, mogą swoich praw dochodzić w sądzie.
Mogą pojawić się zarzuty (np. NIK), że po 250 tys. dla każdego (łącznie z rodzicami ofiar) to kwota zbyt wygórowana. – Państwo polskie chce przydzielić wszystkim członkom rodzin równe kwoty – mówi Krystyna Krawczyk, dyrektorka Biura Rzecznika Ubezpieczonych. – Gdyby sprawa trafiła do sądu, to badałby on stopień faktycznej więzi między zmarłym a najbliższymi osobami i na tej podstawie wyceniałby cierpienie. Nie można przecież np. tak samo traktować matki, która opiekowała się tragicznie zmarłym dzieckiem, i ojca, który nie utrzymywał z nim kontaktu.
Dla wielu rodzin propozycja Skarbu Państwa jest korzystniejsza niż dochodzenie odszkodowania – którego mogliby w ogóle nie dostać. Po ogłoszeniu propozycji rządu mąż i pełnomocnik Marty Kaczyńskiej mówił w mediach, że kwota 250 tys. zł jest „nie do przyjęcia” – ale jego żona, która otrzymała 3 mln zł odszkodowana za śmierć rodziców, a oprócz tego jednorazową pomoc w wysokości 40 tys. zł, raczej nie byłaby w stanie udowodnić w sądzie, że warunki jej życia uległy po katastrofie pogorszeniu.
Zdarza się też, że poszkodowani dostają jednorazowe specjalne wypłaty. To kwestia uznaniowa i zależy tylko od hojności polityków, którzy dysponują pieniędzmi podatników. Np. po katastrofie górniczej w kopalni Halemba w listopada 2006 r., która pochłonęła 23 ofiary śmiertelne, premier Kaczyński wypłacił po 30 tys. zł każdej z rodzin, prezydent Kaczyński – po 12 tys., Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej – 10 tys. zł. Po wypadku polskiego autokaru z pielgrzymami pod Grenoble, w którym zginęło 26 osób, ich rodziny oraz 24 rannych dostało od rządu Jarosława Kaczyńskiego od 25 do 150 tys. zł. Rodziny 18 ofiar wypadku busa z jesieni zeszłego roku, który dowoził ludzi do pracy sezonowej na Mazowszu, dostały od rządu po 2,5 tys. doraźnej pomocy.