Archiwum Polityki

Rada Przywilejów Pieniężnych

Minister Jacek Rostowski przypomniał opinii publicznej zarobki członków Rady Polityki Pieniężnej na przykładzie prof. Zyty Gilowskiej. Kierowało nim pewnie nie tylko wyborcze zacietrzewienie, ale też poczucie niesprawiedliwości. Bo osoba współdecydująca o wysokości naszych stóp procentowych otrzymuje miesięcznie ok. 26 tys. zł brutto i jest zobowiązana do wzięcia udziału w jednym posiedzeniu w miesiącu. Tymczasem minister dostaje 14,5 tys. zł brutto przy nieporównanie większym zakresie obowiązków i znacznie mniej pewnej posadzie. Jego w każdej chwili może wymienić premier albo do odejścia zmusić Sejm przez wotum nieufności. Wybrani do RPP na sześcioletnią kadencję mogą być odwołani tylko w szczególnych przypadkach, jak skazanie prawomocnym wyrokiem sądu czy prowadzenie działalności politycznej w ramach partii.

Także na tle innych ważnych urzędów zarobki w RPP wyglądają na więcej niż przyzwoite. Wynagrodzenie członków Rady jest tylko nieznacznie niższe od otrzymywanego przez prezesa i wiceprezesów Narodowego Banku Polskiego. Dostają natomiast więcej zarówno od prezydenta (20,1 tys. zł), jak i premiera oraz marszałków obu izb parlamentu (po 16,7 tys. zł). Z drugiej strony trzeba pamiętać, że praca w Radzie oznacza pozbawienie możliwości zarobku w bankach komercyjnych, które nie tylko prezesom, ale i czołowym analitykom płacą zdecydowanie lepiej niż NBP. Poza tym pensje członków RPP praktycznie nie wzrosły przez ostatnie 10 lat. Ale dla ministra Rostowskiego to marne pocieszenie. Pobory na ważnych stanowiskach rządowych są zamrożone na poziomie z końca 2008 r. – z powodu dziury budżetowej.

Polityka 38.2011 (2825) z dnia 14.09.2011; Flesz. Kraj; s. 8
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną