Archiwum Polityki

Bo był pod ręką

Wreszcie doczekaliśmy się kandydata na prezesa NBP i już widać, że jest to kandydat dobry, ponieważ po pierwsze wybrał go prezydent Kaczyński, a po drugie innych chętnych nie było (była za to potrzeba, żeby ten akurat kandydat opuścił swoje poprzednie stanowisko w PKO BP, gdyż zamierza je objąć Kazimierz Marcinkiewicz).

Okazało się, że prezydent niepotrzebnie szukał dobrego kandydata na prezesa NBP gdzieś daleko, bo w końcu znalazł się zupełnie blisko, można wręcz powiedzieć, że miał go pod ręką. Z zalet merytorycznych kandydata prezydent wymienia piękny opozycyjny życiorys, uczciwość oraz umiejętność liczenia pieniędzy. Co prawda profesor Leszek Balcerowicz twierdzi, że nie zna żadnej poważnej pracy kandydata, ale tu się myli, bo miał on w życiu aż kilka poważnych prac – pracował z Lechem Kaczyńskim w NIK, pracował jako zastępca Lecha Kaczyńskiego – prezydenta stolicy.

Poważnym plusem kandydata jest to, że na razie o jego poglądach na temat polityki pieniężnej nic nie wiadomo, dlatego nie da się powiedzieć, że są to poglądy niewłaściwe. Ponieważ zaś jest skromnym magistrem, a nie aroganckim, głuchym na perswazję profesorem, jest nadzieja, że szybko zrozumie zadania, jakie stawia przed nim prezydent, co z kolei pozwoli mu pełnić urząd długo i szczęśliwie.

Sceptycy kwękają, że przyszłemu prezesowi brakuje teoretycznej wiedzy, gdyż nie pochodzi ze środowiska ekonomicznego, tylko z biznesowego, ale nie mają racji, bo posada prezesa banku to jest w końcu niezły biznes. Teraz wszyscy czekają na to, jak na wybór prezydenta Kaczyńskiego zareagują rynki. Ale na razie rynki nic nie mówią, bo się boją. Złotówka na wieść o nominacji osłabła, ale podobno nic jej nie jest.

Polityka 2.2007 (2587) z dnia 13.01.2007; Fusy plusy i minusy; s. 85
Reklama