Archiwum Polityki

Szczęście z Burakowskiej

Ceglany budynek niedaleko Ronda Babka ponad rok temu został obwołany najbardziej trendowym miejscem w Warszawie. Dzisiaj z Burakowskiej powoli wyprowadzają się pierwsi najemcy – ci, którzy mieli fantazję, żeby się tam wprowadzić – aby dać miejsce nowym, których na to stać.

Okolice Cmentarza Powązkowskiego nie są wysmakowane stylistycznie. Średnia warszawska: stare baraki, nowe, ale jakby przypadkowo lokalizowane budynki, na ogół w stylu realnego kapitalizmu. Na Burakowskiej 5/7 jest inaczej: nieotynkowana ceglana fasada opleciona bluszczem, duże okna o geometrycznych podziałach, wokół stare drzewa. Brak ostentacyjnego szyku hi-tech, ale na wtajemniczonych działa dyskretny urok postindustrialnych pomieszczeń, dobranych do stylu detali, kultywowanej surowości fabrycznej. Pod drzewami przechadzają się vipy, na ławce siedzi agent fotografów, z salonu fryzjerskiego na parterze wychodzi znana piosenkarka.

Ponad rok temu naczelna kobiecego miesięcznika napisała o Burakowskiej: „Tu się sprzedaje szczęście i tożsamość”.Nadal tak jest, tyle że cena wzrosła.

Szczęście miał najpierw Stanisław Bogdański. Nabywając budynki starej fabryki koronek firmy Landau SA (4 tys. m kw. powierzchni), kupił kurę znoszącą złote jajka. Na początku na to nie wyglądało: gmach się sypał, ekspertyzy były odstraszające (wszyscy radzili fabrykę wyburzyć), chętni odstępowali od przetargu. Bogdański, niedoszły historyk (przerwał studia dla biznesu), o wyburzeniu nawet nie myślał. W Londynie polubił klimat starych zadbanych domów. Powoli adaptował starą fabrykę do nowych celów. Na początku myślał skromnie: hurtownia. Przeznaczenie zdecydowało: artyści. Pierwsi lokatorzy: Marek Straszewski i Beata Wielgosz – spółka fotografów – ściągnęli swoich znajomych związanych ze środowiskiem mody i kariera kreatywnej fabryki ruszyła pełną parą.

Ludzie z ekipy technicznej pana Bogdańskiego nieustannie pracują nad jej fizycznym wizerunkiem. Ciągle ci sami. – Elektryka znam od czterech lat, ludzie od przenoszenia mebli są ci sami, zarządca się nie zmienił od początku – mówi Jarek Lewandowski ze sklepu Dicam (mieści się na przyczółku Burakowskiej, czyli w pawilonie na prawo od wejścia), który wprowadził się zaraz za fotografami.

Polityka 2.2003 (2383) z dnia 11.01.2003; Na własne oczy; s. 100
Reklama