Adam Pałacki zawsze był lokalną szychą. Najpierw kierował zakładem wód gazowanych, potem został szefem produkcji Spółdzielni Zaopatrzenia i Zbytu w Lesku. Grywał na akordeonie, waltorni, organach, śpiewał. Trochę później, w garażu, na ćwiartkę etatu wyrabiał nogi do stołów i krzeseł dla Ikei. Oraz cięgła do gazu i obudowy do lamp motocyklowych dla Harleya Davidsona. Najpierw sam, potem z pomocą czterech, a w końcu 40 pracowników. Wakacje spędzał na saksach w Holandii, gdzie pracował w budownictwie. – Kiedyś cegła po cegle rozbierając starą fabrykę pomyślałem, że przyszedł czas, by mocniej ruszyć głową i wymyślić siebie od nowa – wspomina. Dzięki przyjaźni Dirka Dragstra, dziennikarza radiowego, skumał się z holenderskim biznesem. Nikt nie dał mu gotowej recepty, ale znalazł punkt zaczepienia. Okazała się nim być moda. Otóż moda na kształt nóg do krzeseł przemija, podczas gdy moda na malowanie trwa niezmiennie. W Holandii co szósty mieszkaniec maluje obrazy. To było ważne odkrycie, że ludzie malowali i będą malować. Pałacki zdecydował się zmienić branżę: z metalu na płótno i drewno.
Wujek malarzem
Zaczął wyrabiać podobrazia, płótna, na jakich artyści malują, z grubsza biorąc od czasów Renesansu. – Przez rok prowadziłem doświadczenia, jak wyprodukować prawidłowe płótno malarskie z uniwersalnym gruntem, który nie pęka, ale ma odpowiednią sztywność – relacjonuje. Kupował surowe płótno lniane, bawełniane i pokrywał je gruntem pod olej czy temperę. – Nie była to dla mnie zupełna nowość, bo wuj Bronisław Fabian z Tarnawy Górnej był malarzem batalistyczym – uśmiecha się. Ale wuj przepisu na podobrazia nie zostawił, więc Pałacki działał metodą prób i błędów. W końcu opatentował własną recepturę i wyruszył z nią na podbój świata.