Archiwum Polityki

Ale o co chodzi?

Nie jesteśmy społeczeństwem tak zdrowym, jak byśmy chcieli. Niestety, na szybką poprawę w tym zakresie nie ma co liczyć, gdyż z badań pod kierunkiem prof. Joanny Mazur ze Szkoły Zdrowia Publicznego wynika, że co czwarty chory w ogóle nie rozumie tego, co mówi do niego lekarz.

Trudności w komunikacji na linii lekarz–pacjent trwają od dawna i dotyczą niestety spraw elementarnych. Zdaniem pracowników służby zdrowia, pacjenci nie są w stanie prawidłowo zrozumieć podstawowych lekarskich zaleceń. Kiedy np. powtarza się im, żeby przyszli późnej, oni ciągle przychodzą teraz, dezorganizując pracę. A gdy tłumaczy się im, że zabieg musi kosztować, rozkładają ręce i pytają, jak mają to rozumieć.

– A to ja się pytam: jak mam to rozumieć? – irytuje się dr Józef D., chirurg z jednego ze szpitali klinicznych w centralnej Polsce, który podkreśla, że dzisiejsi pacjenci są zdecydowanie mniej rozgarnięci, co jest prawdopodobnie skutkiem upadku szkolnictwa.

Według pacjentów, winni są przede wszystkim lekarze. Wielu skarży się, że chociaż podczas wizyt tłumaczą lekarzom, na co są chorzy i jakie lekarstwa powinny zostać im przepisane, ci sprawiają wrażenie głuchych i przepisują zupełnie co innego. – Im się wydaje, że lepiej ode mnie wiedzą, na co ja choruję – narzeka pani Wanda, pacjentka z Ostrołęki, której lekarze od lat próbują wmówić, że jest zupełnie zdrowa.

Oczywiście tego rodzaju arogancja wpędza pacjenta w jeszcze gorszy stan, w wyniku czego potrzebuje on jeszcze więcej leków, aby ten stan poprawić, co z kolei nieuchronnie uderza go po kieszeni – mocno, jak wiadomo, nadwerężonej koniecznością dostarczania dowodów wdzięczności, które wielu lekarzy chętnie przyjmuje.

Polityka 8.2007 (2593) z dnia 24.02.2007; Fusy plusy i minusy; s. 92
Reklama