O zaletach pracy na odległość pisze się i mówi od dawna. To przede wszystkim szansa dla matek z małymi dziećmi i osób niepełnosprawnych. Ale nie tylko. Coraz więcej ludzi ceni większą swobodę, a także oszczędność czasu i pieniędzy, których nie muszą marnować na dojazdy.
Jest też, niestety, druga, ciemniejsza strona medalu. Kłopoty pojawiają się wtedy, gdy życie zawodowe za bardzo miesza się z prywatnym. Małe dzieci skutecznie potrafią utrudnić wykonywanie profesjonalnych zadań. Sąsiedzi z bloku bywają uciążliwi. Osoby samotne czasami zatracają się w pracy: nad komputerem ślęczą po kilkanaście godzin, tygodniami potrafią nie wychodzić z domu. – Brak normalnego środowiska pracy powoduje, że tracą do swojego zajęcia dystans. Nie wiedzą, czy pracują źle, czy dobrze, bo nie mogą tego porównać z efektami działania siedzących obok kolegów. Na odległość trudno dzielić się doświadczeniami. W efekcie stają się mniej kreatywni. Trudniej im zrobić karierę – wylicza Marek Pieszczyński, psycholog biznesu.
Pracodawcy nie przejmują się z reguły samopoczuciem swoich telepracowników. Zwłaszcza kiedy pracują oni na umowy-zlecenia. A ci ostatni w większości uważają, że taki układ to i tak mniejsze zło. Tylko niektórzy użalają się na forach internetowych nad swoim losem. I piszą, że znów chcieliby trafić między ludzi.
A problem dotyczy coraz liczniejszej grupy. Z badań firmy doradczej DGA wynika, że co setny Polak pracuje w domu, a co piąty o tym marzy (POLITYKA 49/07). To odwrotnie niż wśród Amerykanów, którym telepraca już dawno obrzydła. Tam ceniący sobie niezależność specjaliści znaleźli dla korporacyjnych biurowców ciekawą alternatywę. Od paru lat zaczęli się umawiać i razem (a raczej obok siebie) pracować w kafejkach lub barach, które udostępniają bezprzewodowy Internet.