Jeśli dla uproszczenia rachunków przyjmiemy, że 1 l benzyny kosztuje 3 zł, oleju napędowego 2,50 zł, gazu 1 zł, zaś na pokonanie 100 km przeciętne auto potrzebuje 8 l benzyny, 5 l oleju napędowego lub 10 l gazu, to – jak łatwo policzyć – koszt przejazdu tego dystansu na benzynie wyniesie 24 zł, na oleju 12,50 zł, a na gazie – 10 zł.
Żeby oszczędzać, trzeba najpierw zainwestować. Za najprostszą instalację LPG, będącą niejako odpowiednikiem jednopunktowego wtrysku benzyny, trzeba zapłacić ok. 2,8 tys. zł, za bardziej skomplikowaną, wielopunktową ponad 5 tys. zł, zaś za najnowocześniejszą, w której propan-butan podawany jest do kolektora nie w postaci gazowej, lecz ciekłej, ok. 8 tys. zł.
Trzymając się naszego przykładu i zakładając, że – jak większość kierowców – decydujemy się na instalację najtańszą, zamortyzuje się ona po 20 tys. km. Jeśli więc jeździmy niewiele, a na dodatek mamy samochód niezbyt paliwożerny, inwestycja w przeróbkę auta nie wydaje się sensowna. Jeśli jednak sporo podróżujemy, a auto ma duży silnik, sytuacja całkowicie się zmienia.
Tu jednak uwaga! Jeśli auto jest na gwarancji, koniecznie sprawdźmy, czy na instalację gazową godzi się producent. Inaczej możemy stracić uprawnienia gwarancyjne. Przestrzec też należy przed zakładaniem instalacji niewiadomego pochodzenia i korzystania z usług zakładów, które nie uzyskały uprawnień do montażu układów LPG. Z gazem nie ma żartów. Poza tym tylko homologowany warsztat wyda nam dokumenty potrzebne do dokonania wymaganego przepisami wpisu do dowodu rejestracyjnego. Wpis ten, nawiasem mówiąc, bez względu na wiek auta, będziemy musieli co roku przedłużać.
I jest to pierwsza niedogodność wiążąca się z instalacją gazową, gdyż normalnie na pierwszą wizytę do stacji kontroli pojazdów musimy się wybrać, gdy auto kończy trzy lata.