Są Polacy, jak powszechnie wiadomo, narodem szanującym i kultywującym tradycję, wpatrzonym w wielkich przodków i ich sławetne czyny, które też, jeśli tylko zdarzy się okazja, starają się naśladować. Ostatnio dowód swojego głębokiego umiłowania historii złożyły nam Samoobrona i PSL.
Roku pańskiego 1312 miłościwie nam panujący Piast z Piasta Władysław Łokietek pokarał surowo zbuntowanych w Krakowie mieszczan niemieckich. W trosce, żeby miecz nie spadł na swojaków, a tylko na przebrzydłe germańskie plemię, kazał wszystkim ujętym powtarzać: „Soczewica, koło, miele młyn”. Kto prawidłowo tego zdania nie wymówił, pożegnać się mógł z doczesnym przynajmniej życiem, rodziną i majątkiem. Cóż za piękny patriotyczny przykład. Nic więc dziwnego, że ludowcy rzecz przenieść postanowili w nasze czasy. Ktoby po polsku nie mówił – brzmi jeden z podstawowych warunków proponowanej przez nich ustawy – temu wara od ojczyźnianej gleby. Europejczyk czy nie Europejczyk, wspólnotczyk czy nie wspólnotczyk, jeśli nie zna mowy Mickiewicza – wara! Ziemi ci u nas nawet po osiemnastu latach nie kupi. Wiadomo. Soczewica, koło, miele młyn.
Niestety, realizacja dobrych intencji reprezentantów chłopstwa natrafić może na parę drugorzędnych zapewne ideowo, istotnych jednak w praktyce, przeszkód. Po pierwsze – co zrobić z niemymi i głuchoniemymi? – Konwencje międzynarodowe zabraniają dyskryminacji z powodu kalectwa, a w tym przypadku jest to wymóg kategoryczny, gdyż niemota nie przeszkadza ani w uprawie roli, ani hodowli bydła, a głuchota tylko częściowo w pasterstwie (kwestia fujarki). Po drugie – pojawia się problem Kaszubów, polskich Białorusinów, Łemków, a nawet Ślązaków i górali podkarpackich.