Archiwum Polityki

Rok po szoku

Świat wszedł w XXI wiek przez bramę ognia, Ameryka została ugodzona w samo serce. Po roku widać, że jeśli ten zbrodniczy akt fanatyzmu miał osłabić Amerykę, to cios chybił. Ameryka jest silniejsza niż kiedykolwiek.

Już nazajutrz amerykańskie służby wywiadowcze miały pewność, że za zamachami stoi międzynarodowa siatka islamskich ekstremistów Al-Kaida (po arabsku: Baza), kierowana przez zamożnego Saudyjczyka Osamę ibn Ladena z górskich baz w rządzonym przez muzułmańskich fundamentalistów Afganistanie. Al-Kaida była namierzona wcześniej, zorganizowała przecież zamachy na ambasady USA w Kenii i Tanzanii oraz na okręt wojenny USS „Cole” w Adenie; ówczesny prezydent Bill Clinton zarządził nalot na bazy Al-Kaidy w Afganistanie, ale zamach nie udał się: ibn Laden ocalał. Amerykanie niewiele wiedzieli o muzułmańskich ekstremistach i gorączkowo kupowali książki o islamie. Nad Ameryką zawisło pytanie: dlaczego? Kim są ludzie, którzy zabili tysiące niewinnych i po co to zrobili?

Dlaczego?

Lewicowi jajogłowi zmarginalizowani w USA, ale aktywni na uniwersytetach, dostrzegli w zamachach sygnał narastającego buntu ubogiego Południa przeciw sytej Północy. Intelektualiści w rodzaju Noama Chomskiego i Susan Sonntag sugerowali wręcz, że Ameryka jest sama sobie winna, bo swoją arogancją i narzucaniem światu neoliberalizmu pogłębiła przepaść między biednymi a bogatymi. Benjamin Barber, autor książki „Dżihad kontra McŚwiat”, widział w islamskim terroryzmie przejaw spotykanego w każdym kręgu wyznaniowym religijno-etnicznego fanatyzmu – destrukcyjnej odpowiedzi na wymykającą się spod kontroli, alienującą globalizację. Konserwatyści szli raczej tropem Samuela Huntingtona – Al-Kaida to dla nich forpoczta wojującego islamu, „religii – ideologii totalnej”, co zwiastowałoby spełnienie groźnej wizji starcia cywilizacji (Islam–Zachód). Niektórzy nie przebierali w słowach. Prawicowa komentatorka Ann Coulter zasłynęła (wypowiedzianą tylko na poły żartem) receptą dla muzułmanów: „Trzeba ich nawrócić na chrześcijaństwo”.

Polityka 37.2002 (2367) z dnia 14.09.2002; Raport; s. 4
Reklama