Archiwum Polityki

Cheney prowadzi na wojnę

Kiedy mówię, że jestem cierpliwy, to znaczy, że rozpatrzymy wszelkie możliwości, także dyplomacji i wywiadu. Ale jedno jest pewneten rząd jest zgodny, że Saddam Husajn stanowi groźbę – powiedział prezydent George Bush 21 sierpnia. Wystarczyło kilka dni, by Waszyngton stracił cierpliwość wobec Iraku do granic wojny. Wiceprezydent Dick Cheney, określany (BBC) jako czołowy jastrząb, przemawiając na zjeździe bojowo i patriotycznie nastrojonych kombatantów powiedział, że ,,nie ma wątpliwości, iż Husajn posiada broń masowego zniszczenia, nie ma wątpliwości, że gromadzi ją przeciwko naszym przyjaciołom, naszym sojusznikom i przeciw nam”. „W niedalekiej przyszłości” Husajn będzie dysponował bronią jądrową. Cheney uważa, że w tej sytuacji bezczynność jest większym ryzykiem niż działanie oraz im wcześniej, tym lepiej.

Komentatorzy uznali wojownicze wystąpienie wiceprezydenta za początek mobilizacji opinii w kraju i za granicą. Potrzebne jest poparcie Kongresu, sojuszników europejskich, ONZ i takich ważnych krajów jak Japonia, Indie, Rosja i Chiny. Co prawda 57 proc. Amerykanów popiera uderzenie na Irak, ale przeciwników przybywa. W ONZ większość jest przeciwna kolejnej wojnie, w kraju też nie brak oponentów, i to wśród czołowych polityków.

Przeciwny jest cały świat arabski, nawet Arabia Saudyjska, tradycyjny sojusznik USA. Wśród europejskich sojuszników zdania są podzielone – Londyn tradycyjnie popiera, kanclerz Gerhard Schröder jest zdecydowanie przeciwny, w czym liczy na poparcie większości wyborców, podobnie prezydent Jacques Chirac. Cała grupa krajów, w tym Polska, zapewne poparłaby atak, ale bez entuzjazmu. Krzesanie entuzjazmu w kraju i za granicą to w tej chwili przygotowanie artyleryjskie Waszyngtonu, od którego w dużej mierze zależy, czy Biały Dom naciśnie spust.

Polityka 36.2002 (2366) z dnia 07.09.2002; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 14
Reklama