Archiwum Polityki

Kto rządzi tymi sekundami?

Dziewięć dni stycznia w Polsce, od piątku do soboty. 9 osób się spaliło. 2 zaczadziały. 49 osób poniosło śmierć w wypadkach drogowych. Ponad 60 w katastrofie budowlanej w Katowicach, a wcześniej – 2 w Ostrowcu Świetokrzyskim. Na cmentarzach przybędzie grubo ponad 100 grobów z tabliczką: zginął śmiercią tragiczną. Od lat nie zdarzyło się tyle takich śmierci w kilka dni.

Zginęli z czyjegoś braku wyobraźni – to Katowice. Z brawury młodego kierowcy pędzącego setką po oblodzonej drodze – to staranowany przystanek na Trasie Toruńskiej w Warszawie. Z braku pieniędzy – jak ta rodzina, co zaczadziała we wsi pod Zamościem, bo nie stać ich było na nowy piecyk. Z samotności i bezradności – to na przykład ta kobieta, która poślizgnęła się na mrozie przed progiem własnego domu i nie miała już siły wstać.

Chleb toczył się po schodach

Na przystanku przy Trasie Toruńskiej w piątek 20 stycznia czekało na autobus dwóch Sławomirów z Legionowa pod Warszawą. Nie znali się.

Sławomir Kowalski trzymał pod pachą bochenek chleba. Jego matka pracowała w piekarni. Brała codziennie do domu trzy bochenki – dla Sławka i reszty rodziny. Sławek siadał rano w hurtowni, w której pracował, i jadł chleb z piekarni.

W pracy nikt go za dobrze nie znał. Był nie za bardzo przystępny: mówił mało, jadł i pracował dużo, bochenek za jednym podejściem. Kawaler, ale w domu, jak mawiał, i tak miał cztery kobiety. Głową domu został, gdy parę lat temu do matki wprowadziła się jej chorująca siostra. Trzeba było sprzedać dwa pokoje i kupić ruderę do kompletnego remontu. Sławek znalazł, kupił i wyremontował. Gdy młodsza siostra rozchorowała się poważnie i przewlekle, jeździł do niej codziennie do szpitala. Potem znalazł jej pracę. Gdy ją straciła starsza siostra, on je utrzymywał. Jak sobie teraz rodzina poradzi bez tej głowy?

Matka zobaczyła wypadek przy Trasie Toruńskiej w telewizji. We wszystkich dziennikach pokazywano, jak po schodach prowadzących z przystanku na ulicę toczył się bochenek chleba. To był chleb z jej piekarni. Ubłocony, ale ten.

Ale syna przez trzy dni zobaczyć nie mogła. Przywieźli ją do prosektorium koledzy ze Sławka pracy; już wcześniej tam byli we trzech, bo pokojarzyli fakty, że wypadek tuż koło firmy, a Sławka ciągle nie ma, i ten, co w prosektorium stanął najbliżej drzwi do chłodni, zidentyfikował ciało.

Polityka 6.2006 (2541) z dnia 11.02.2006; Raport; s. 4
Reklama