Archiwum Polityki

Zwrotniczy

W filmach holenderskiego reżysera Josa Stellinga, czerpiących z bogatej tradycji malarstwa niderlandzkiego („Rembrandt fecit 1669”, „Latający Holender”, „Poczekalnia”), trudno się doszukać tradycyjnie rozumianej fabuły. Powolne tempo narracji zachęca do kontemplowania dziwnych, surrealistycznych scen, do wczuwania się w poetycki nastrój wyczarowywany długimi ujęciami kamery. Podobnie jak nieżyjący już mistrzowie: Tarkowski czy Has, 61-letni Stelling uprawia specyficzny, autorski typ kina, co dla niektórych stanowi zapewne wystarczającą rekomendację i gwarancję silnych, estetycznych przeżyć. Niestety, prawda jest też taka, że spora część tego typu eksperymentów nie wytrzymuje próby czasu. Oglądane po latach zwyczajnie rozczarowują i jest to właśnie przypadek „Zwrotniczego” – artystycznego osiągnięcia Stellinga sprzed dwóch dekad. Film osadzony jest w symbolicznej przestrzeni wyludnionego torowiska, położonego gdzieś na krańcu świata. Groteskowe zachowanie tytułowego zwrotniczego (przestawia szyny, po których nie jeżdżą pociągi, czule opiekuje się drewnianym ptaszkiem) sporo mówi o jego wrażliwości, ale wprowadza też niesłuszne podejrzenie, że cierpi on na jakąś chorobę umysłową. Cała późniejsza akcja raczej temu przeczy. Ów niewiele mówiący „święty analfabeta” z wdziękiem jaskiniowca próbuje uwieść elegancką damę, która nie wiadomo dlaczego mieszka z nim pod jednym dachem. Rozpatrywanie „Zwrotniczego” w kategoriach realistycznych nie ma jednak sensu, film zmierza bowiem w kierunku metafory życia. Oto człowiek zamknięty w swojej samotności. Oto zło wyzwolone przez pożądanie. Niestety manieryczny styl Stellinga zabija wszelką filmową poezję.

Polityka 26.2006 (2560) z dnia 01.07.2006; Kultura; s. 56
Reklama