Czy obrazowanie śmierci jest tak stare jak sztuka?
Od przedstawień pochówku czy przejścia do tamtego świata roi się w sztuce starożytnego Egiptu, Mezopotamii czy w klasycznym antyku. Sztuka zawsze – od najdawniejszych czasów po dziś dzień – była nierozłącznie związana ze sprawami ostatecznymi, w tym ze śmiercią.
Jednak w kolejnych epokach ów związek był raz silniejszy, to znów słabszy.
Mam wrażenie, że refleksji nad śmiercią było w sztuce zawsze tyle samo, że poziom zainteresowania kultury sprawami ostatecznymi pozostawał niezmienny. Natomiast w pewnych epokach pokazywano śmierć dosłownie, naturalistycznie, wręcz odrażająco, podczas gdy w innych – w sposób zawoalowany, poprzez symbole. Stąd może powstać wrażenie, że twórcy poświęcali śmierci raz więcej, a raz mniej uwagi. Na przykład artyści neoklasyczni odchodzili od chrześcijańskiego obrazowania świata. Kościotrupy zastąpił geniusz snu, a okrucieństwa – łagodna wizja śmierci. Nie pokazywano agonii, choroby, konania, ale piękny akt odchodzenia ze świata w zaświaty. W efekcie może nam się wydawać, że śmierci w twórczości tamtej epoki jest mało. A to nieprawda. Było wiele, ale przedstawianej jakby w delikatnych dekoracjach. Ale też proszę uważnie przyjrzeć się wcześniejszym obrazom Poussina. Na pozór sielankowe, często zawierają ukryte symbole przemijania i umierania.
Były jednak nurty, które ze sztuką wanitatywną ani trochę się nie kojarzą, na przykład impresjonizm.
Przypomnę więc panu „Kamilę na łożu śmierci” Claude’a Moneta czy „Upadek dżokeja” Edgara Degasa, obrazy wyraźnie podejmujące motyw śmierci. Oczywiście trzeba dodać, że są to prace wyjątkowe w ich twórczości, coś w rodzaju wypadku przy pracy. Ale też z pewnością nie artystyczne ciekawostki, lecz obrazy ważne, intrygujące, zagadkowe.