Dziennik „Rzeczpospolita” nie jest antykościelny ani lewicowy, pilnuje wysokich standardów dziennikarskiej roboty. Pytanie, dlaczego właśnie teraz opublikował artykuł o „grzechu w pałacu arcybiskupim”, może być intrygujące, ale nie zmienia faktów w udokumentowanej relacji Jerzego Morawskiego.
Nawet jeśli „Rzeczpospolita” posłużyła grupie zdesperowanych osób, bezskutecznie jak dotąd dobijających się do spiżowych bram kościelnych urzędów z prośbą o interwencję i ukrócenie zgorszenia, nie pomniejsza to w niczym obywatelskiej zasługi dziennika. Bo ktoś wreszcie powinien był przerwać milczenie hierarchów. Jeśli nie uczynili tego sami, ignorując apele wielu katolików, którzy wykazali się nie lada odwagą cywilną i chrześcijańskim sumieniem, trzeba było uczynić to za nich.
Przemilczanie sprawy abp. Juliusza Paetza byłoby niedźwiedzią przysługą oddaną dobremu imieniu Kościoła w Polsce. Nie może być tak, że dostojnikom państwowym, politykom, potentatom biznesu patrzy się na ręce, a elicie kościelnej nie – z obawy, że to zagraża pozycji Kościoła, a Kościół jest przecież potęgą.
W demokracji uczestnictwo w sferze publicznej działa w obie strony. Kościół zgłasza swoje oczekiwania państwu i obywatelom, państwo i obywatele mogą zgłaszać swoje oczekiwania wobec Kościoła.
W sprawie abp. poznańskiego Juliusza Paetza nie jego aktywny homoseksualizm jest najważniejszy, lecz wykorzystywanie wysokiego urzędu kościelnego do celów sprzecznych z naturą moralną i publiczną tej godności.
Drugi powód do najwyższego niepokoju publicznego polega na tym, że Kościół hierarchiczny tak długo nie reagował na monity. Gdy zaś sprawa wybuchła, zamilkł. W pierwszych godzinach po publikacji „Rzeczpospolitej” zabrakło komentarza prymasa, sekretarza generalnego Episkopatu, Rady Stałej.