Naprawdę piękny film, choć osobom nieskłonnym do wzruszeń w sali kinowej może się wydać zbyt melodramatyczny. Ale to życie bywa czasami melodramatyczne. Bohatera „Pięknego umysłu”, genialnego matematyka, który zapada na ciężką schizofrenię, lecz się nie poddaje, wcale nie trzeba było wymyślać. To jest bowiem życiorys profesora Johna Forbesa Nasha, amerykańskiego uczonego, który w 1994 r. dostał Nagrodę Nobla za „pionierską analizę równowagi w teorii gier losowych”, które to odkrycie zmieniło ekonomiczne doktryny samego Adama Smitha. To jest świetny happy end – Ameryka lubi takich bohaterów. Nigdy chyba jednak dotychczas w charakterze twardego faceta nie występował pracownik naukowy. Film opowiada o jego trudnych początkach, kiedy przyjechał z prowincji do sławnego Uniwersytetu Princeton, gdzie koledzy z lepszych domów patrzyli na niego jak na parweniusza. Nash wybija się szybko dzięki talentowi i uporowi, robi karierę akademicką, a wówczas upominają się o niego służby specjalne (mamy przecież czas zimnej wojny), tajemniczy wysłannik proponuje mu zajęcie przy operacji łamania kodu szyfrowego nieprzyjaciela. Nadmiar prac i stresów prowadzi do rozstroju nerwowego i choroby. Ale Nash nie jest sam, ma kochającą żonę, która mu pomaga wrócić do rzeczywistości. Znowu jest to bardzo ckliwe, ale tak było naprawdę. Największym walorem filmu jest jednak rola Russella Crowe’a, który niedawno był świetnym gladiatorem, a teraz jest jeszcze lepszym matematykiem schizofrenikiem. Wywiad z aktorem na s. 49 (zp)
[dobre]
[średnie]
[złe]