Kawiarnia domu handlowego Jubilat w Krakowie. O godz. 16 sklepowy parter żyje czwartkowymi zakupami, restauracyjne siódme piętro z wolna zaś zaczyna tętnić nocnym pulsem. W kątach szatni rozchodzone kozaki i skarpetki frote wędrują pospiesznie do toreb. Błyszczą lakierem zakładane w ich miejsce szpilki. Suknie migoczą cekinami. Spódnice sterczą taftami i tiulem. Nad ufryzowanymi głowami pryskają lakiery. Pachną perfumy. Szminki kreślą na twarzach młodsze rysy. Orkiestra Samotnych Serc podłącza mikrofony. Punktualnie o godz. 17, wraz z wybiciem na syntezatorze pierwszych taktów białego walca, klubowicze, wypełniający po brzegi kawiarnię, ruszają zwartą falą na parkiet.
– My tańczymy bardzo intensywnie! – śmieje się rozkochana w sobie para emerytów, Krystyna, od 10 lat wdowa, i Tomasz, od 4 lat wdowiec, którzy poznali się w Klubie Samotnych Serc sierżanta Kubackiego przed trzema laty. – W sanatoriach, na wczasach, na balach bractwa kurkowego, codziennie w domu!
– Na początku mi się w klubie nie podobało – pamięta Tomasz, 12 lat starszy od narzeczonej. – Kobitki nieciekawe. Przyszedłem po raz drugi, wchodzę, patrzę i od razu widzę moją lalę!
Prezes Miecio
Porządny garnitur, kolorowa muszka, wyglansowane buty, skórzany neseser i zapach prawdziwego mężczyzny. Sierżant Mieczysław Kubacki, dyżurny w podkrakowskim komisariacie, w ten prosty sposób przeobraża się w prezesa Miecia. O ile w prywatnej rozmowie tok myśli sierżanta bywa wielowarstwowy, mikrofon i parkiet czynią zeń mistrza słowa, kwieciste rymy same cisną się prezesowi na usta. – Świat się kręci wkoło, nawet bardzo błogo i wesoło – słyszą klubowicze.
Pytany o początki mało typowej jak na policjanta społecznej inicjatywy sierżant pamięcią sięga lata wstecz, na stole zaś lądują kolejne legitymacje: Komisja Pojednawcza Dzielnicowej Rady Narodowej, Związek Młodzieży Socjalistycznej, Ruch Odrodzenia Narodowego, Komisja Porządku Publicznego, Złota Odznaka za pracę społeczną dla miasta Krakowa.