W krainie Wąsatych, czyli kilka motywów bajkowych dla dorosłych i politycznie zaawansowanych
Złota rybka z Trójmiasta
Dawno, dawno temu, już przeszło ćwierć wieku, bardzo wąsaty wędkarz znad zimnego morza przeskoczył mur z betonu, po czym zarzucił wędkę. Dziewięć lat łowił i łowił, aż złapał wyśnioną rybkę. W dodatku zupełnie złotą. W życiu takiej nie widział. Niby połknęła haczyk, niby była na żyłce, trzęsła wędką, miotała wędkarzem, lecz chwycić w ręce się jej nie dawało, a tym bardziej ugryźć.
– Cóż ja z tobą pocznę? – zafrasował się rybak. A gdy to pomyślał, woda zafalowała, ziemia się zatrzęsła i rozległ się głos rybki. – Ja jestem Wolność, więc puść mnie wolno. Rybak popatrzył na rybkę, pogłaskał sumiastego wąsa, palnął się dłonią w czoło, siatkę z rybą zarzucił na plecy i poszedł do domu. Bo tam czekała na niego kochana Danuśka i sześcioro potomstwa.
Jak Danuśka tę rybkę tylko zobaczyła, zaraz chwyciła ścierę, by nią wędkarza okładać. – Bida piszczy, jedzenie na kartki, a ty mi znosisz akwarystyczne cuda.
Wtedy rybka na nią jakoś dziwnie łypnęła i rzekła: – Co się złościsz kobieto. Chciałabyś dostać rybę gastronomiczną, którą byś zjadła i tyle. A masz rybkę, która jest jak wędka. Jak mnie wolno puścicie, spełnię trzy wasze życzenia. Tylko namyślcie się dobrze!
Rzucili rybkę w odmęty Motławy i zwołali najmądrzejszych kumów królestwa wąsatych. – Czego chcieć? O co prosić? Kumowie wąsy i brody szarpali do białego rana, aż wymyślili, żeby rybka przegoniła czerwonych krasnoludów, którzy przyszli ze wschodu i ludziom wszystko z misek wyżerali. – Jak znikną krasnoludy, wszystkim będzie dobrze.
– Chcesz, masz – powiedziała rybka.