Archiwum Polityki

Guziki zamiast historii

„Quo vadis” powtarza los poprzednich ekranizacji klasyków – „Ogniem i mieczem”, „Pana Tadeusza”, „Przedwiośnia”: wydarzenie narodowe, milionowa publiczność krajowa oraz miernota artystyczna filmów, którym nie udaje się wejść do repertuaru zagranicznego. Czy zawinili tu nasi reżyserowie? Zapewne, ale możliwe, że jest też inna przyczyna: charakter naszego dziedzictwa kulturalnego.

Główny zarzut wobec „Quo vadis” tyczy widowiskowości, po której wiele się spodziewano, zważywszy koszty produkcji. Nie idzie tu o sceny dramatycznie efektowne, jak lwy pożerające chrześcijan czy pożar Rzymu; można się było spodziewać, że widzowie „Parku Jurajskiego” czy zagłady połowy kuli ziemskiej w „Armageddonie” nie oczekiwali tu nowości. Jednak była nadzieja, że obraz rzymskiej starożytności będzie miał wyraz. Ale tak się nie stało. Można tu przytoczyć opinię krytyka o batalistach XIX-wiecznych, którzy odtwarzali bitwy napoleońskie ze szczegółowym uwzględnieniem ówczesnych mundurów: „Malarz, który w takim momencie dostrzega guziki, nie widzi historii”.

Włożono tyle wysiłku w dekoracje, kostiumy, rekonstrukcję archeologiczną; tymczasem, że tak powiem absurdalnie, oprawy tej nie widać. Mamy kolumny, dywany, kolczyki, ale nie ma przeżycia. Ma się wrażenie, że autorzy działali niby ów krawiec prowincjonalnego teatru z anegdoty, który miał ustalony przepis na kostiumy: „Przed narodzeniem Chrystusa – togi, po narodzeniu – zbroje”. Dlaczego tak się dzieje? Nastąpiła neutralizacja: czujemy się jak w banku: ściany z marmuru, świeczniki kryształowe, podłogi z mozaiki, ale nic to nas nie obchodzi, bo zmierzamy do okienka.

Zabrakło wizji. Tymczasem kino współczesne ją uprawia, często z wyzywającą śmiałością. W angielskim „Tytusie Andronikusie” cesarz, ubrany jak gwiazda rocka w srebrny trykot, w półmetrowej złotej peruce i z kubistycznym tatuażem na policzku, zajeżdża samochodem z lat 1900. pomalowanym na czerwono i zasiada w paszczy wilczycy olbrzymiej na cały ekran, z metalu lśniącego, że oczy bolały.

Polityka 42.2001 (2320) z dnia 20.10.2001; Kultura; s. 52
Reklama