Archiwum Polityki

Witajcie na świecie

Ilekroć mój wzrok zatrzymuje się na rubryce w „Wyborczej” poświęconej nowo narodzonym, popadam w zadumę. Łatwo powiedzieć: witajcie na świecie, ale jaki to świat wita niemowlęta? Podobno 35-centymetrowy dzidziuś tylko westchnął w niesłyszalnej dla nas mowie: – Jestem goły, głodny i mokry. Przyjemnie się zaczyna.

No, ale wszędzie zmiany, wszędzie postęp. Teraz rodzic może uczestniczyć przy porodzie. Zgodziły się na to autorytety potępiające nie tylko metodę in vitro, ale znieczulanie cierpiącej położnicy. Powód ustępstwa wyjaśnił mi znajomy lekarz, pomawiany za plecami o cynizm: obecność przy narodzinach to forma rekompensaty dla tatuśków, którzy nie byli przy poczęciu.

Omińmy grząski temat. Ważniejsze przecież, na jakim świecie znalazły się obfotografowane pociechy. Jak to u nich jest i jak będzie z pamięcią historyczną. Wydaje się (spokojnie, na IPN wydaje się więcej), że rodzice powinni na wszelki wypadek założyć dzieciakowi nie jakiś banalny album z fotkami, lecz teczkę. Oraz zadbać o prawidłową wersję życiorysu, żeby później ktoś czegoś nie wygrzebał. Za komuny należało urodzić się jako awans społeczny w rodzinie robotniczo-chłopskiej. Szczyt kariery: zastępca pionka. Po przełomie 1989 r. zgrzebne życiorysy zajaśniały blaskiem i karmazynową wyściółką. Nagle okazało się, że każdy miał herb, ziemię i dworek – dobra zagrabione przez komuchów. Każdy obalał znienawidzony ustrój. Konspirował, dysydencił, dymił, walcząc z czerwonym. Największe świństwo wyrządzone przez esbecję – posiadacz tak pięknego życiorysu nie był internowany. Nie ma więc szans na odszkodowanie, po które wyciągnęło się wiele rąk.

– A taki Piłsudski nie zabiegał o forsę za Sybir, cytadelę i magdeburską twierdzę – znowu wtrąca się mój cyniczny znajomek.

Polityka 12.2009 (2697) z dnia 21.03.2009; Groński; s. 105
Reklama