Życiorys Kobro to gotowy materiał na filmowy dramat, przy którym bledną przypadki van Gogha. Jako Rosjanka z pochodzenia miała wielkie trudności z uzyskaniem polskiego obywatelstwa, a słaba znajomość naszego języka przez długie lata uniemożliwiała jej podjęcie pracy i pełną asymilację. Wieloletni związek małżeński z malarzem Władysławem Strzemińskim był wyjątkowo powikłany. Z jednej strony pełen artystycznych zależności, z drugiej - narastających osobistych konfliktów, zakończonych nie tylko rozwodem, ale też wyparciem się żony i próbą odebrania jej dziecka. A były jeszcze rzeźby rąbane na podpałkę potrzebną do ugotowania dziecku zupy, upokarzający proces o kolaborację z Niemcami, wieloletnie psychiczne i fizyczne wyniszczenie organizmu, wreszcie okrutna choroba zakończona śmiercią w 1951 r.
To, co unieśmiertelniło ją jako rzeźbiarkę, powstało w ciągu zaledwie dziesięciu - w miarę spokojnych - lat, gdzieś pomiędzy 1921 a 1932 r. Później było już tylko wychowywanie córki, nędza wojennej egzystencji i niekończący się ciąg powojennych kłopotów. Wprawdzie u schyłku życia wykonała jeszcze w kubistycznym stylu cykl rzeźb ("Akty"), ale z artystycznego punktu widzenia nie tylko nie wniosły one niczego nowego do jej dorobku, ale były wręcz zaprzeczeniem wcześniejszych, prawdziwie oryginalnych osiągnięć.
Nie zaznała Kobro wiele szczęścia w sprawach osobistych, nie zaznała także za życia smaku sławy. Przed wojną wprawdzie sporo wystawiała i aktywnie uczestniczyła w życiu artystycznym. Zawsze jednak pozostawała w cieniu swego męża, zaś w rzeźbach - ocenianych raz mniej, raz bardziej życzliwie - nigdy nie dostrzeżono prawdziwego nowatorstwa i nie nadano im rangi, na jaką zasługiwały.
Ten Kobro!
Zły los, który towarzyszył sztuce Kobro za życia, nie opuścił jej i po śmierci.