Archiwum Polityki

Podwójne życie rogacza

Włochami wstrząsnęła sprawa 49-letniej prostytutki spod Rawenny, Giuseppiny Barbieri, która uprawiała swój zawód bez zabezpieczeń, mimo iż zdawała sobie sprawę, że zarażona jest wirusem HIV. Powiało grozą. Odezwała się armia zaniepokojonych klientów, a nawet pewien młodzieniec troszczący się o los 50-letnich rodziców, którzy "zadawali się z tą panią". W tle pojawiło się pytanie: ilu Włochów chodzi na dziwki? W 40 lat po zamknięciu, 20 września 1958 r., domów publicznych na mocy prawa Morliniego.

Z płatnych usług erotycznych korzysta 9 mln Włochów i około 600 tys. Włoszek. 50 tys. prostytutek dzieli między siebie i swoich opiekunów dochody rzędu ok. 18 mld dolarów. Zdecydowana większość to cudzoziemki, przede wszystkim Albanki, dziewczyny z byłej Jugosławii, Rumunki, Polki, Rosjanki, Ukrainki i Białorusinki, wreszcie Nigeryjki. W ostatnich latach do tej pokaźnej grupy dołączyły Kubanki. Znacznie trudniej spotkać na ulicach Włoszki - działają w systemie part-time, a poza tym są dyskretniejsze - zazwyczaj przyjmują klientów w domu, organizując schadzki przez nieodzowny telefon komórkowy. Nowością w branży są studentki i gospodynie domowe, coraz częściej werbowane przez agencje. Takie jak mediolańska Luna, z katalogiem pań gotowych do udziału w narkotykowej prywatce czy dalekiej podróży, nawet do Kalabrii. Popyt jest spory.

Około 40 tys. Włochów uprawia turystykę erotyczną. Co czwarty lekarz styka się z "dolegliwościami turystycznymi". Ulubione kierunki podróżników-rozpustników to tropiki, Tajlandia, Kuba, a ostatnio nawet Wietnam i... Indie z dwoma milionami prostytutek. Seksualni turyści mają 35-60 lat, wypchany portfel, dyplom, rodzinę. I oczywiście czyste sumienie, bo w domu ich reputacja pozostaje nieskalana.

Sprawa Giuseppiny odsłoniła dramatyczną stronę podwójnego życia Włochów. Nic dziwnego, że problemem nierządu zajął się parlament. Praktycznie wszystkie ugrupowania polityczne opowiadają się za zakazem uprawiania prostytucji w miejscach publicznych. Niektórzy deputowani skłonni są karać za namawianie klientów "do libertynizmu" odsiadką (od 3 do 6 lat) i grzywną (nawet do 10 mln lirów). Inni kładą nacisk na aspekty sanitarne żądając okresowej kontroli medycznej. Są tacy, którzy nie mają nic przeciwko prywatnym lokalom, z rejestrem pracownic i zaświadczeniami zdrowotnymi, a nawet przeciwko otwarciu kontrolowanych przez państwo domów publicznych.

Polityka 45.1998 (2166) z dnia 07.11.1998; Świat; s. 38
Reklama