Archiwum Polityki

I że cię nie opuszczę aż do separacji

W przedostatnią sobotę listopada Piotr Guział, warszawski radny z listy SLD, stanął na progu kościoła wraz ze swą narzeczoną Martą Paulą Budaszewską, by zawrzeć pierwszy w Polsce ślub konkordatowy. Zniesienie obowiązku oddzielnego ślubowania przed kapłanem i urzędnikiem stanu cywilnego stało się faktem - to oczywiste następstwo ratyfikacji konkordatu. Wkrótce najprawdopodobniej większość sejmowa przegłosuje zaprojektowaną przez Ministerstwo Sprawiedliwości nowelę do prawa rodzinnego, wprowadzając instytucję separacji, rozumianej jako rodzaj rozwodu bez możliwości powtórnego ożenku. Czy zmiany prawne wychodzą naprzeciw, czy też stają na drodze przeobrażeniom ostatnich lat w polskiej obyczajowości? Innymi słowy: jak się Polak dzisiaj żeni i jak (ewentualnie) rozstaje? Jak załatwia najważniejsze w swoim życiu sprawy, bo - niezbicie wynika to z wszelkich badań socjologicznych - małżeństwo i rodzina są sensem życia, celem, wartością i źródłem radości dla większości rodaków.

Polak i Polka lat dziewięćdziesiątych wstępują w związek małżeński wciąż chętnie, młodo i - przynajmniej za pierwszym razem - z pompą. Tabele statystyczne kuszą co prawda do tezy, że coraz mniej chętnie i nieco starzej. Bo gdy w 1980 r. na każdy tysiąc mieszkańców przypadało osiem zawartych w ciągu roku małżeństw, dwa lata temu - już tylko pięć-sześć. Nietrudno jednak zauważyć, że na początku lat 80. w wieku ślubnym znajdował się szczyt wyżu demograficznego (ówcześni 25-latkowie urodzili się w 1955r., najbardziej płodnym roku w powojennej historii Polski). Co zaś tyczy wieku nowożeców, to tabele notują nawet odmłodzenie panny o miesiąc (średnio ma trochę ponad 22 i pół roku); kawalerowie zakładają obrączki ledwie o pół roku później niż 15 lat temu - przeciętnie w wieku 24 lat z okładem.

W 1995 r. agencja RUN przeprowadziała ankietę, w której pytano rodaków po co i dlaczego, ich zdaniem, pobrali się ostatnio znajomi z najbliższego otoczenia? Aż dziewięciu na dziesięciu ankietowanych odpowiedziało: z miłości. Ale jednocześnie 67 proc. dodało, że w drodze był już owoc tej miłości: dziecko. Więcej niż połowa pytanych przyznała też, że znajomych do ślubu skłonić musiał konformizm: potrzeba, “by żyć tak jak wszyscy". Lęk przed samotnością, pragnienie podniesienia standardu materialnego (aż dla 42 proc.!), wreszcie presja rodziny i sąsiadów - to wcale niebagatelne podpory owej miłości. - Chęć opuszczenia rodzinnego domu i doraźna potrzeba akceptacji - dorzuca Maria Chapońkowska, psycholog z Rodzinnego Ośrodka Konsultacyjno-Diagnostycznego w Warszawie.

Nacisk na to, by żenić się i wychodzić za mąż, jak Bóg przykazał - zaraz po dwudziestce, wcale nie ogranicza się do wsi czy małych miasteczek. - Gdy panna nie wyjdzie za mąż przed trzydziestką, to znaczy, że jej nikt nie chciał.

Polityka 49.1998 (2170) z dnia 05.12.1998; Raport; s. 3
Reklama