Klasyki Polityki

Piknik w świątyni obfitości

W hipermarkecie jesteś w siatce

W zwykły dzień w hipermarkecie jest trochę jak w parku. W zwykły dzień w hipermarkecie jest trochę jak w parku. Adam Golec / Agencja Gazeta
Świetliste, zdobione wodotryskami promenady. Rozległe handlowe centra, kapiące niklem i chromem, niczym srebrem i złotem. Super- i hipermarkety. Wielkie, hektarowe iluzje raju.

„Wszystko i tanio!” Wszechdostępna i niewyczerpana obfitość. Czyż nie tak właśnie przez tysiąclecia człowiek imaginował sobie golkondy i kolchidy, edeny i eldorada? Współczesne świątynie obfitości na największe, grudniowe święto stroi się już w listopadzie. Kapłani-menedżerowie mają niezachwianą, potwierdzoną autorytetem nauki pewność, że w grudniu - jak co roku - wiernych ogarnie ekstatyczne uniesienie.

W zwykły dzień w hipermarkecie jest trochę jak w parku. Młoda matka wysupłuje niemowlę z zimowych betów i rusza z wózkiem w kolorowe aleje. Niemowlę zaciekawionym wzrokiem ściga kołyszące się nad kasami girlandy z plastikowego świerku. Emeryt poprawia okulary, nieśmiało sięga po oblany przezroczystym plastikiem przedmiot. Jakaś gałka, ułatwiająca prowadzenie samochodu. Dwie staruszki w rozpiętych paltach z futrzanymi kołnierzami podkradają po suszonej moreli i arachidowym orzeszku z umieszczonych na regale skrzynek. Uśmiechają się do siebie figlarnie, rozglądając się, czy nie nadjedzie sklepowa panna na wrotkach.

Sklepowe panny na wrotkach, w krótkich spódniczkach i firmowych koszulkach z napisem „jesteśmy po to, by służyć państwu”, strzelają oczami do mocarnych chłopaków z wózków widłowych i ochroniarzy wystrojonych w garnitury, wsłuchanych w powtykane do uszu aparaciki.

W zwykły dzień przed południem hipermarket jest w stanie półuśpienia, oczekiwania. W sobotę i niedzielę jest inaczej. Panny dostają wypieków w gonitwie od kas do stoisk i z powrotem, mocarnych chłopaków sklepowe megafony wzywają bez przerwy do punktu obsługi klienta. Gdy w sobotę lub niedzielę spojrzy się na sklep z wysokości antresoli (z takiej zawieszonej dyskretnie nad wejściem antresoli przygląda się mu uważnie kierownictwo), to sprawia on wrażenie precyzyjnie uporządkowanego mrowiska.

Polityka 51.1998 (2172) z dnia 19.12.1998; Na własne oczy; s. 100
Oryginalny tytuł tekstu: "Piknik w świątyni obfitości"
Reklama