Archiwum Polityki

Premier pierwszego kontaktu

Czytałem kiedyś o zasypanej śniegiem mieścinie na obrzeżach imperium. Rządzących mieściną ogarnął niebywały zapał reformatorski. Gdy wszystko już zreformowali, powiadomili o tym Moskwę. Odpowiedź przyszła po tygodniu. Car batiuszka napisał własnoręcznie:

- Radzę także zakąszać.

Nie, to nie jest aluzja do czegokolwiek, broń Boże. U nas przecież dała o sobie znać trzeźwość. Operacja obyła się bez anestezjologa. A że teraz trzeba wymienić meble w kancelarii i gabinetach? Prof. Buzek - premier pierwszego kontaktu - opukał, co było do opukania i postawił diagnozę; skonsultowaną z prof. (skrót od profesjonalista) Tomaszewskim: chora sprawa, wszystkiemu winna grypa! Grypa pampersów.

Tak orzekło konsylium. A przecież to był plan przemyślany w szczegółach, dopięty socjotechnicznie jak guziki garniturów premiera. Szlachetna siwizna miała za tło gładkie buźki młodzieńców z kółka ministra Walendziaka. Wiek dojrzały i wyrośnięta chłopięcość. To miało robić wrażenie, odwoływać się do wchodzących w życie obywateli III RP: oni mogą, to i ty możesz. Patrz na tę Rewolucję Młodości, co wylatuje nad poziomy, dbając o pion: przestrzeganie wartości. Pomysł na otoczenie premiera był humanitarny. Profesor z racji wcześniejszych obowiązków na uczelni gliwickiej przywykł do tego, że w pobliżu są studenci. Miał więc pod ręką nawet wiecznych studentów. Studiujących mozolnie i długo, w przerwach między zadymą a balangą. Ale czy to defekt? Niedawno zawodowy polityk odpisał pracę magisterską od kolegi. Pomyślał: - A nuż się uda? Po mężnej obronie przez ministra edukacji (gdyby jacyś źli ludzie nadal kopali pod nim dołki) plagiator powinien wyszeptać: Owszem, odpisałem od kolegi - przez roztargnienie.

Polityka 11.1999 (2184) z dnia 13.03.1999; Groński; s. 93
Reklama