Archiwum Polityki

Z powyłamywanymi szczeblami

Kiedy przyznam się, że uczestniczę w przygotowaniach do kongresu poświęconego problemom rodziny, od razu domyślą się państwo, że impreza będzie katolicka albo przynajmniej chrześcijańska (a ja rzeczywiście nie zaprzeczę). Rodzina uważana jest za pomysł tradycyjny. Orędownicy postępu chętniej akcentują urodę innych form współżycia między ludźmi. Form, które historycznie można określić jako tradycyjne, bo chyba obecna była również w przeszłości wierność i monogamia, zdrada i promiskuityzm (to ostatnie słowo ma być kalką z angielskiego, co jest niezbędne na to, by tekst zabrzmiał bardzo nowocześnie). Kongres, o którym wspominam, szykuje się w Moskwie. Gleba jest tu całkiem dziewicza. Fenomen trwałych związków rodzinnych zdarza się tak rzadko, że można go przedstawić jako ciekawostkę. Z tej racji wygląda mi na to, że wzbudzi spore zainteresowanie.

Przy okazji wyznam, że w tym roku uczestniczyłem już w innym kongresie, na którym dyskutowano o rodzinie. Na sali znaleźli się ludzie z dwóch różnych stron Europy. Ten kongres toczył się w Watykanie. Zapamiętałem z niego interesujące starcie postaw. Wystąpił tam pewien dzielny irlandzki pedagog przywołując z wielkim przekonaniem trudną z nazwy zasadę subsydiarności. Wedle niej to, co może zostać rozwiązane na niższym szczeblu władzy, nie powinno być rozstrzygane szczebel wyżej. Dlatego jest niedopuszczalne, by szkoła będąc wyższym szczeblem zastępowała rodzinę. Chodziło oczywiście o sprawy wychowania. Społeczeństwo Irlandii, w ogromnym stopniu katolickie, spotyka się w szkole z inicjatywą rozdawania środków antykoncepcyjnych, co ma uchronić młodzież przed niepożądanym rodzicielstwem. Oburzony irlandzki mówca chciałby sprawę zostawić rodzinie.

Polityka 13.1999 (2186) z dnia 27.03.1999; Zanussi; s. 97
Reklama