Podwójne zwycięstwo Adama Małysza (raz wspólnie z Norwegiem Roarem Ljoekelsoeyem) było sportowym zwieńczeniem konkursów Pucharu Świata w skokach narciarskich w Zakopanem. Po raz kolejny okazało się też, że jest to impreza wyjątkowa w skali światowej To jedyne zawody w skokach, gdzie treningi i kwalifikacje oglądają – odpłatnie – tysiące fanatycznych kibiców. Tylko tu – co przy mrozie poniżej 15 stopni wydaje się pewną ekstrawagancją – fanów Małysza rozgrzewały tańczące cheerleaderki – mistrzynie Polski w tej osobliwej dyscyplinie. Żadne inne zawody sportowe nie gromadzą też tylu dziennikarzy (biuro prasowe akredytowało ponad 300 przedstawicieli mediów, w tym 60 z zagranicy).
W pomysłach prześcigają się także, na trasie prowadzącej pod skocznię, sprzedawcy gadżetów, najpewniej uznający, że flagowanie (czyli, po prostu, kupowanie flag w cenie od 5 zł) oraz face painting (malowanie barw narodowych na policzkach – 5 zł) już się opatrzyły. W tym roku można było kupić przed sobotnim wieczornym konkursem pochodnię (szczapa drewna polana płynem łatwopalnym – 3 zł), a z nowości aprowizacyjnych – pajdę chleba (również 3 zł).
W Cafe Antrakt na Krupówkach pojedynek stoczyli Apoloniusz Tajner (współtwórca sukcesu Adama Małysza) i Mika Kojonkoski, najbardziej znany trener na świecie, zajmujący się kadrą Norwegów. Konkurencję degustacyjną (szkoleniowcy rozpoznawali gatunki piwa) wygrał Kojonkoski, co – ze względu na rock’n’rollowy sposób bycia norweskiej drużyny i gusta naszego szkoleniowca – nie powinno dziwić.