Archiwum Polityki

Godzę się na happy end

Rozmowa z kompozytorem Janem A.P. Kaczmarkiem, nominowanym do Oscara za muzykę do filmu „Marzyciel”

Janusz Wróblewski: – Hollywood stał się ostatnio mecenasem najwybitniejszych kompozytorów współczesnych. Teraz wyróżnia pana.

Jan A.P. Kaczmarek: – Po 15 latach aktywnej pracy w Stanach nauczyłem się nie wpadać w euforię. Zresztą, miałem czas, by oswoić się z myślą, że „Marzyciel” się udał. Film obejrzeli najpierw moi przyjaciele, potem znajomi i krytycy. Dobre przyjęcie widzów potwierdziło tylko opinię, że to jeden z ważniejszych tytułów minionego roku.

Pańskie życie bardzo się teraz zmieniło?

Sukces w hollywoodzkim systemie budzi wielki szacunek. Nagle każdy chce ze mną pracować. Już czeka na mnie kolejny film, za 5 minut następny. Ten system nagradza od razu, ale jeśli komuś powinie się noga – błyskawicznie karze. Trzeba umieć wykorzystać szansę, bo w przeciwieństwie do Polski, gdzie główna nagroda na festiwalu w Gdyni oznacza przymusowe 3–4 lata postoju, w Stanach wszystkie drzwi stają otworem.

Od początku wierzył pan w „Marzyciela”?

Z wielu powodów trudno było nie wierzyć. Szkocki pisarz sir James Matthew Barrie, o którym opowiada film, jest ważną ikoną kultury anglosaskiej. Piotruś Pan – bohater jego dwóch książek – to postać kultowa. W londyńskim Kensington Garden stoi nawet pomnik zaczarowanego nagiego chłopca ze skrzydełkami i fletem w ręku, który marzył, by nigdy nie dorosnąć. Fascynują mnie związki międzyludzkie, kryzysy, napięcia, ewolucje postaw i wszelkie możliwe komplikacje. W „Marzycielu” mamy tego w bród, łącznie z opisem rozwoju duchowego człowieka – od chłopca w ciele mężczyzny po dojrzałość.

Przygody Piotrusia Pana były już wielokrotnie filmowane, na ogół z różnym skutkiem, niemniej każda z tych ekranizacji odwoływała się do mitu wyrażającego ludzką tęsknotę za wiecznym rajem.

Polityka 5.2005 (2489) z dnia 05.02.2005; Kultura; s. 68
Reklama