Ustawa sejmowa, wprowadzająca obowiązek posługiwania się słownictwem polskim zamiast zwrotów obcokrajowych (POLITYKA 31), stanowi dla osób żyjących z pisania, takich jak ja, niespodziewaną nowość. Taka inicjatywa może pociągnąć za sobą pomysły dalszych podobnych reglamentacji. Korzystając z luzu wakacyjnego zacząłem się i ja nad nimi zastanawiać.
Weźmy na przykład tłumaczenia błędne, lecz których nikt nie próbuje zmieniać. Czy nie można by się wziąć do poprawienia ich? "Nędznicy" Wiktora Hugo to bowiem nie są osobnicy lekceważący moralność, na co ten wyraz w polskim przekładzie wskazuje, lecz "Nieszczęśnicy" ("Les Miserables"). Tłumacz XIX-wieczny zmienił intencję z rewolucyjnej, czego życzył sobie Hugo współczujący z wyzyskiwanymi, na kryminalną. Zapewne był szlachcicem niechętnym reformom. Albo poemat Eliota ("The Waste Land") uchodzący za manifest tego wieku, przełożony przez Miłosza jako "Ziemia Jałowa", co przyjęło się jako polski obowiązujący kanon. Jednak gdyby szło tam o "ziemię", byłoby "soil", nie "land". "Jałowy" z kolei ma znaczenie rolnicze: nieuprawny, ale "waste" znaczy coś innego: "zniszczony", "zmarnowany", "spustoszony". Powinno więc być: "Kraj Zrujnowany". I rzeczywiście, gdy czytamy poemat, przekonujemy się, że idzie nie o zaniedbania w uprawie gruntu, lecz o katastrofę cywilizacji.
Miłosz jest nieszczęsnym tłumaczem, może dlatego, że jest poetą i ma za dużo własnych pomysłów, ale czepianie się laureata Nobla jest niewłaściwe, niestosowne, nieprzyzwoite, niesympatyczne, niesmaczne i nieistotne, bo tak czy inaczej, jego polski tytuł będzie nadal cytowany, tym więcej, że Eliota nikt nie czyta. Ja sam byłem do tego zmuszony przypadkowo, dla jakiejś roboty dziennikarskiej. Wystarczy, by w opinii krążył tytuł; podobnie jest z Homerem, Goethem, Platonem itp., do których się nigdy nie zagląda, lecz których nazwiska wciąż są w użyciu i zna je każdy, kto rozwiązuje krzyżówki (filozof niemiecki, cztery litery: Kant, więcej nie trzeba).
Takie fałszywe przekłady są trwałe niby pomniki, i to nie tylko w literaturze, lecz także w branży, wydawałoby się, tak nowoczesnej jak kino.