Archiwum Polityki

Oblężenie Kruszwicy

Rzepakowy konflikt podzielił producentów oleju i współpracujących z nimi plantatorów, rząd i opozycję. Zakłady tłuszczowe nie chcą płacić za rzepak cen, do jakich się wcześniej zobowiązały, zaś rząd rozkłada ręce. - Gdyby nasi poprzednicy właściwie sprywatyzowali przemysł tłuszczowy, moglibyśmy was bronić - twierdzi minister rolnictwa wywołując tym oburzenie wśród polityków PSL. Co się stało na rzepakowym rynku uchodzącym dotychczas za oazę spokoju?

Praprzyczyną wszystkiego jest globalna klęska urodzaju roślin oleistych. W efekcie ceny tłuszczu roślinnego na światowych giełdach w ciągu ostatniego półrocza spadły o 30-50 proc. Tego na dobrą sprawę nikt się nie spodziewał, a już z pewnością nie przewidziało tego kilka polskich zakładów tłuszczowych, które podpisały z plantatorami rzepaku umowy gwarantujące im cenę 900 zł za tonę surowca. Kontraktacji dokonano w ubiegłym roku przyjmując za punkt wyjścia cenę z 1998 r. Tak uczynił, między innymi, Bolmar SA z Bodaczowa, zakład należący do amerykańskiej spółki White Eagle Industrie. Amerykanie już wiosną, kiedy ceny roślin oleistych zaczęły spadać, zorientowali się, że nie będą mogli zapłacić za rzepak tyle, ile obiecali, i zaczęli się wycofywać z zawartych umów. I właśnie w Bodaczowie już w maju doszło do pierwszych protestów.

Konflikt objął cały kraj wraz z rozpoczęciem rzepakowych żniw. Okazało się, że wielu rolników skuszonych wysokimi ubiegłorocznymi stawkami, a jednocześnie zniechęconych stałymi kłopotami ze skupem zbóż, przestawiło się na uprawę rzepaku. Wszystkim dopisała pogoda i wedle wstępnych szacunków zbiory sięgną 1,2-1,3 mln ton. Rok wcześniej zebrano 1,1 mln ton i zapasy surowca do dziś leżą w magazynach zakładów tłuszczowych. Rolnicy oczekują jednak, że zakłady te kupią ich tegoroczne zbiory płacąc nie mniej niż przed rokiem, te zaś gotowe są do wydania tylko 600-650 zł za tonę, bo tyle dziś kosztuje rzepak na światowych rynkach. - Jeśli zapłacimy więcej, zbankrutujemy - przekonują.

Jednak podobne argumenty jak olejarnie mają plantatorzy rzepaku, a dodatkowo wielu z nich ma w ręku umowy z zagwarantowaną ceną 900 zł za tonę. Zakłady, które założyły sobie same stryczek na szyję, starają się go zerwać. Wykorzystują fakt, że rolnicy, kiedy zbiorą rzepak, muszą się go pozbyć, a innego odbiorcy nie znajdą.

Polityka 32.1999 (2205) z dnia 07.08.1999; Gospodarka; s. 55
Reklama