Klasyki Polityki

Świat jest wielkim pegeerem

Większość w Trzebiechowie nie ma pracy. Większość w Trzebiechowie nie ma pracy. Maciej Biernacki/Marcin Meller / Polityka
Żyło się elegancko. Człowiek dostał od PGR mieszkanie, działkę 25 arów już obsadzoną ziemniakami, przydział mleka i zboża, jak kto chciał świnie trzymać. Z pensji potrącali za prąd i wodę, to się i długi nie robiły. A w razie czego, było się do kogo odwołać. A tera co? – pyta Mirka.
Jesienią przychodzi czas zbioru żołędzi i buczyny, a zimą metalowych części z pałacowych ogrodzeń i aluminiowych zawleczek z hydrantów, ale prawdę mówiąc wiele tego nie ma.Maciej Biernacki/Marcin Meller/Polityka Jesienią przychodzi czas zbioru żołędzi i buczyny, a zimą metalowych części z pałacowych ogrodzeń i aluminiowych zawleczek z hydrantów, ale prawdę mówiąc wiele tego nie ma.

Ubiegłej jesieni, w czasie orki, Zenek zakopał się ciągnikiem w błocie pod lasem. Usiadł i zapalił sobie. Czekał. Jak za dawnych lat czekał. Po trzech godzinach ktoś przypadkiem tamtędy przechodził:

– Dlaczego nie zawołałeś nikogo na pomoc? – spytał.

– Można by i zawołać – przyznał Zenek. PGR w Trzebiechowie upadł prawie 10 lat temu, ale tutejsi ludzie nadal wierzą, że świat jest jednym wielkim pegeerem, a jeśli nawet chwilowo nie jest, to powinien być.

– PGR to było coś pięknego – Mirka milknie próbując przywołać w pamięci mityczny czas.

– Żyło się elegancko. Człowiek dostał od PGR mieszkanie, działkę 25 arów już obsadzoną ziemniakami, przydział mleka i zboża, jak kto chciał świnie trzymać. Z pensji potrącali za prąd i wodę, to się i długi nie robiły. A w razie czego, było się do kogo odwołać. A tera co? – pyta i sama sobie odpowiada: – Tera, to jak dzień do nocy. Człowiek albo śpi, albo myśli.

Wtedy, w tamtych czasach, mówili dzieciom: ucz się, bo pójdziesz do PGR pracować. Ale była w tym przekora, bo nikomu nie daliby PGR tknąć palcem.

– W osiemdziesiątym przyszli do nas agitować za Solidarnością, to wyrzucilim za bramę – wspomina Kutyło, sąsiad Mirki. – A jak nastał stan wojenny, ludzie się bali, że będzie wojna, ale i zadowoleni byli, że zrobią wreszcie porządek z tym wszystkim.

– Kryzys to był może w mieście – dodaje Mirka. – My tu sobie w sklepie na kartki wszystko kupywaliśmy. Przydział zawsze był. Swój przydział dostałam i starczało.

Na wybory nie chodzą, bo i po co. Tylko na prezydenckie poszli. Wtedy w sklepie najlepiej schodziło wino Zemsta elektryka, a cała wieś poszła głosować na Kwaśniewskiego. Na złość Wałęsie, bo to on PGR rozwalił.

Polityka 34.1999 (2207) z dnia 21.08.1999; Na własne oczy; s. 92
Reklama