Klasyki Polityki

Sudańska fabryka głodu

Bez międzynarodowej pomocy plemiona z terenów objętych wojną czeka śmierć głodowa Bez międzynarodowej pomocy plemiona z terenów objętych wojną czeka śmierć głodowa Tomasz Tomczyk / Polityka
Wokół snują się nagie postacie o patyczkowych kończynach i olbrzymich głowach. Obcy czuje się tu nieswojo. Jest jak na innej planecie, otoczony przez mieszkańców o twarzach mędrców i zanikłym ciele.

Najsłabsze dzieci leżą w cieniu drzew nie mając sił, by odgonić z twarzy muchy. Trzylatki nie potrafią jeszcze chodzić. Dzieci wyglądające na cztery lata, mają siedem. W centrach terapeutycznych południowego Sudanu tygodniami balansują na granicy życia i śmierci. Wolontariusze organizacji „Lekarze bez granic” przyjmują je tu, gdy ich waga spada poniżej 60 proc. normalnej. Nagość jest wszechobecna.

Obóz Bararud uchodzi za najlepiej zorganizowany: jest tu dobry pas startowy i każdy wolontariusz ma swoją własną tuku – okrągłą, glinianą chatkę. Każda tuku wygląda tak samo i z małymi udoskonaleniami może służyć za sypialnię, kuchnię lub toaletę. Wszystkie chatki wybudowali lokalni Sudańczycy. Pieniądze nie mają tu żadnej wartości. „Lekarze bez granic” musieli zapłacić za nie w naturze. Każda tuku warta jest 50 podkoszulek, 10 kilogramów soli i 3 sztabki mydła.

Obóz w Ajiep przypomina sceny z filmu „Czas Apokalipsy”. Po polnych drogach snują się ludzkie szkielety, wymijają ich jadący na rowerach młodzieńcy w białych podkoszulkach. Z oddali dochodzi gwar i krzyk ludzi otrzymujących racje żywnościowe. To wszystko zagłusza nagle pisk rosyjskich Iljuszynów zrzucających zboże parę kilometrów za obozem.

Ajiep jest największym obozem w prowincji Bahr el Ghazal. Przebywa tu 20 tys. ludzi otrzymujących pomoc. Różne części obozu to jakby przedsionki piekła Dantego: obóz dla głodujących dzieci, obóz zakaźnie chorych, obóz dla głodujących dorosłych, centrum rozprowadzania żywności. Cierpienie, głód, nagość, niemoc i śmierć w różnych zestawieniach, zbyt okrutne, by je pokazać. Czasem odkładam aparat i odwracam wzrok.

W Bahr El Ghazal zieleń jest bujna, kwitną drzewa, a w tle głodują ludzie. Tragedia to tym większa, że ich los zależy nie od cyklu deszczów, lecz od kaprysów walczących stron.

Polityka 37.1999 (2210) z dnia 11.09.1999; Na własne oczy; s. 92
Reklama