Klasyki Polityki

Przekleństwo losu

Czym naprawdę jest zespół Tourette'a

Marek Raczkowski / Polityka
W średniowieczu palono ich na stosach. Jeszcze w początkach XX wieku zamykano w szpitalach dla obłąkanych.

Do dziś wielu ludzi nie wie lub nie chce uwierzyć, że dziwaczne, gwałtowne tiki, mimowolne ruchy kopulacyjne, przekleństwa wykrzykiwane ni z tego, ni z owego to objawy choroby. Tej samej, którą dotknięty był prawdopodobnie Mozart.

Radek, syn pani A., zaczął ustawicznie marszczyć czoło, jak się to robi dziwiąc się czemuś. – Przestań – powiedziała matka. Matki najpierw mówią przestań, co wyrabiasz, uspokój się albo dziwne ruchy biorą za jeszcze jeden przejaw nadmiernej ruchliwości.

Krystianowi przy oglądaniu telewizji nagle poleciała w dół jedna strona twarzy. Matka spojrzała na grymas i pomyślała: stało się coś niedobrego. – Widziałaś? – spytał syn. – To nie ja, to samo mi się zrobiło.

Może się także zacząć od oczu – powieki nagle raz po raz mrugają i nic nie można na to poradzić. Matki prowadzą synów do okulisty. – Wzrok jest w porządku – mówi lekarz.

Co to jest zespół Tourette'a

Dziecko zaczyna chrząkać. Prowadzi się je do laryngologa. Znów wszystko jest w porządku. – Mały ma nerwicę – mówi laryngolog. Do psychologa. Do psychiatry, pediatry, neurologa. Czasem neurolog także nie wie, dlaczego dziecko chrząka. I dlaczego po serii uniesień skóry czoła do góry zaczyna w jakiś czas po tym drgać szyja. Albo głowa, odrzucana w tył. Albo ręce, obojczyk. Drgania przenoszą się, wędrują po ciele z miejsca na miejsce. Matki już nie mówią dzieciom – przestań. Wiedzą, że to niemożliwe, jak niemożliwe jest zaprzestanie kichnięcia ani zmrużenia źrenic, kiedy je oślepi nagłe światło.

Od rzucania szyją, nogą, ręką, ramieniem w przód, w bok, w tył zaczynają boleć stawy. Dzieci prowadzi się więc do ortopedy. On także nie ma tu nic do roboty.

Matka Mirka zaczęła czytać książki neurologiczne.

Polityka 49.1999 (2222) z dnia 04.12.1999; Społeczeństwo; s. 84
Oryginalny tytuł tekstu: "Przekleństwo losu"
Reklama