Archiwum Polityki

Rząd na lato, skutki na lata

Każdy czegoś chce od Belki i przeważnie czegoś innego

Patrząc z perspektywy kilkunastu dni można odnieść wrażenie, że zebranie sejmowej większości do przegłosowania wotum zaufania dla rządu Marka Belki było czymś łatwym wobec formułowanego katalogu oczekiwań, które ten gabinet miałby spełnić. W dodatku oczekiwań często sprzecznych.

Reformować finanse publiczne – wołają wszyscy, ale jednocześnie każde z ugrupowań chce te resztki reformy okroić, by pokazać lewicową twarz, albo po prostu nie narazić się jakiejś części elektoratu. Naprawić reformę służby zdrowia – ale projekty ustaw trafiły do sejmowej komisji zapełnionej lekarzami, którzy mają tak różne poglądy na to, co trzeba zrobić, albo po prostu nie mają ich wcale, że „naprawa” może się okazać kolejnym potworkiem legislacyjnym. Odpartyjnić państwo – ale przecież nie naruszając zasadniczo splątanych interesów grupowych. Postulowane jest także uporządkowanie sytuacji w służbach specjalnych, ale dla opozycji uporządkowanie to często tak zwana opcja zerowa, czyli faktyczna likwidacja, a dla SLD po prostu obsadzenie wakatu w Agencji Wywiadu. Są też oczekiwania ściśle partyjne: SLD liczy, że ten rząd ułatwi zbudowanie nowego wizerunku partii, tymczasem szansa Marka Belki na sukces tkwi w dystansowaniu się wobec partyjnego zaplecza. Premier ma więc przed sobą trasę trudnego slalomu.

Marek Belka ten slalom rozpoczął nie bez sukcesów. Utrzymał w rządzie wicepremiera Jerzego Hausnera, co nie było oczywiste. Kontrakt zawarty z Socjaldemokracją Polską, bez udziału wicepremiera , powtarzane często sugestie, że nie ma już planu Hausnera, a jest plan ministra polityki społecznej Patera, odbierane były jako próba wypchnięcia wicepremiera z rządu.

Co ostatecznie ostanie się z planu Hausnera nie jest przesądzone, tak jak nie jest przesądzona długa obecność wicepremiera w tym rządzie.

Polityka 28.2004 (2460) z dnia 10.07.2004; Komentarze; s. 17
Reklama