Żużlowiec Robert Dados, lat 27, ponad rok temu próbował się zabić, podcinając sobie żyły. Uratował go jego mechanik. Gdy dwa miesiące później usiłował się powiesić, tragedii zapobiegła żona. W marcu tego roku, sześć dni przed inauguracją sezonu, Robert Dados przechytrzył wszystkich – brat znalazł go wiszącego w stodole.
Żużlowiec Rafał Kurmański, lat 22, 30 maja w nocy został zatrzymany przez policję, gdy po pijanemu prowadził samochód. Kilka godzin później wynajął pokój w hotelu, a nad ranem powiesił się na klamce od drzwi łazienki. Na stoliku w jego pokoju znaleziono butelkę wódki i list do narzeczonej, kończący się słowami: „Bardzo Cię kocham i przepraszam za swoje życie”.
Rycerze w plastronach
Dadosowi, kiedyś mistrzowi świata juniorów, wróżono, że będzie lepszy od Tomasza Golloba. Kurmański już w wieku 13 lat uchodził za wielki talent. Obaj byli przyszłością polskiego żużla. Ale gdy przyszedł sukces, uciekli przed nim aż w śmierć.
Do żużla nie garną się anioły, powiada Stanisław Chomski, trener Stali Gorzów. Ten sport przyciąga chłopaków z charakterem i dużym temperamentem. Cechą większości z nich jest to, że szybciej jeżdżą, niż myślą. – Przychodzą, bo żużel to teatr: hałas, zapach spalin, jazda kontaktowa na granicy ryzyka, tłum kibiców. Taki bój rycerski, w którym oni chcą być gladiatorami w kombinezonach. Kiedy zaczynają się ścigać, czują się wybrańcami losu – mówi Chomski.
Selekcja jest prosta: liczy się odwaga, zawziętość, brak obaw przed dużą szybkością. Ale najważniejszy jest talent, iskra Boża, którą widać, kiedy tylko chłopak siada na motocykl. – Jazdy na motorze można nauczyć nawet niedźwiedzia. Ale trzeba jeszcze wiedzieć, po co się na tym motorze usiadło – mówi Paweł Ząbik, trener Apatora Toruń.