Oczekiwana zmiana ról
20 lat po premierze „Nigdy w życiu!”. Dlaczego ludzie walili drzwiami i oknami na ten film?
Podczas premierowego weekendu film obejrzało ponad 230 tys. widzów, co jest wynikiem porównywalnym tylko z polskimi superprodukcjami historycznymi.
Judyta i Robert na filmie jeszcze nie byli, nie udało się im zarezerwować biletów. Oboje po trzydziestce, te same studia humanistyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Są parą – a właściwie: parą bywają – od ponad 10 lat. – Wielokrotnie się już rozchodziliśmy i schodziliśmy – mówi Judyta. – Tak naprawdę zaczęło być dobrze, od kiedy uświadomiłam sobie, że małżeństwo nie jest mi potrzebne i odkąd on zrozumiał, że nie poluję na niego. Polowanie to nie ma zresztą żadnego związku z tradycyjnymi łowami posagu, oboje mają własne mieszkania, stałą pracę i pieniądze. – A na film chcę iść może dlatego, że mam na imię tak samo jak bohaterka. A może dlatego, że potem będą o nim rozmawiać, a ja nie będę wiedziała, o co chodzi – dodaje dziewczyna.
„Przyjaźń? Z takim całowaniem? Ale bez przerwy mówi o przyjaźni, czyli nie powinnam mieć żadnych złudzeń. (...) Teraz jestem dorosła i wiem, że całowanie nie zostawia śladów”.
Kultura popularna na swój sposób odbija prawdziwe zmiany obyczajowe, jakie w przyspieszonym tempie zachodzą również w Polsce po upadku PRL. Ogromnym – trochę nawet zaskakującym – powodzeniem cieszy się pokazywany w TVN serial o żyjących w nieformalnym związku i zdecydowanie powyżej średniej krajowej Kasi i Tomku, czego świadectwem choćby fora internetowe. To nic, że tzw. format serialu pochodzi z importu, dla młodych ludzi, żyjących zwłaszcza w dużych miastach, jest on żartobliwą opowieścią o nich samych. Książka Katarzyny Grocholi „Nigdy w życiu! ” – opowiadająca o losach Judyty, tuż przed czterdziestką, porzuconej przez męża, zostawionej z córką, desperacko budującej dom i udzielającej porad w piśmie dla kobiet – rozeszła się w niemal 200 tys.