Bogate u nas i ciekawe tradycje rodzinnego uprawiania sztuki zapoczątkował, jak się wydaje, wprawdzie nie Polak, ale prawie jak rodak – nadworny malarz Stanisława Augusta Poniatowskiego Marcello Bacciarelli. Bardzo modne podówczas miniatury ze sporą wprawą tworzyła zarówno jego żona Fryderyka jak i – urodzona już w Warszawie – córka Anna. Historia polskiej sztuki byłaby dużo uboższa, gdyby zabrakło w niej klanu Kossaków, braci Gierymskich czy małżeństwa Kobro–Strzemiński.
Jak daleko pada jabłko od jabłoni? Nie ma reguły. Niekiedy bardzo blisko, jak w przypadku Kossaków. Jeźdźców, polowania, wojenne potyczki malowali z równym zaangażowaniem i konsekwencją, choć z różną wprawą – dziad Juliusz, ojciec Wojciech i syn Jerzy. Dokładnie po artystycznych śladach wybitnego malarza salonowego Władysława Bakałowicza poszedł jego syn Stefan. Na drugim końcu wypadałoby pomieścić Witkiewiczów. Ojciec Stanisław – wierny wyciszonemu malarstwu realistycznemu, o nienagannej kompozycji, technice malarskiej i dbałości o kolor. I syn, znany jako Witkacy, uprawiający niemal sztukę gestu, prowokującą, krzykliwą w barwach, zdeformowaną. Własną drogę w sztuce znalazł także syn Jacka Malczewskiego – Rafał, daleki od wszystkich narodowych i symbolistycznych wątków, czy potomek Alfreda Lenicy – Jan.
Interesujący jest przypadek rodziny Styków. Ojciec Jan zasłynął jako twórca monumentalnych malowideł panoramicznych (np. Bitwa pod Racławicami, Golgota) oraz obrazów batalistycznych, historycznych i religijnych. Jego syn Adam upodobał sobie tematykę orientalną i z lubością malował półnagie hurysy, Arabów, orientalne uliczki i targi. Drugi zaś syn, Tadeusz, specjalizował się w salonowych portretach pięknych dam.