Archiwum Polityki

Teolog patrzy na Marsa

Jak nasze ziemskie religie przeżyłyby spotkanie z pozaziemską cywilizacją? Przygody na Marsie tak rozpaliły wyobraźnię, że do kosmicznej dyskusji włączają się księża i teolodzy.

Radio Watykańskie nadało wypowiedź astronoma ks. Sabino Maffeo. Kościelny uczony z centrum astronomicznego w Castel Gandolfo podkreślił, że teologia bada fakty, a nie hipotezy, ale nie uchylił się od komentarza dotyczącego możliwych skutków odkrycia w kosmosie inteligentnego życia. Włoski jezuita jest zdania, że z kosmitami należałoby rozmawiać, poznać ich dzieje i duchowość, by przekonać się, czy „i do nich dotarło objawienie”. Dwie rzeczy są dlań pewne: żywe istoty pozaziemskie byłyby stworzeniami Bożymi, a punktem odniesienia dla rozumnych istot żyjących na innych planetach byłby Chrystus, przez którego – jak głosi Ewangelia – „wszystko się stało”.

Że żadne życie nie może być wykluczone z planu Stwórcy, uważa także teolog ks. Tomasz Węcławski. „Gdyby kiedyś gdzieś w kosmosie odkryto cywilizację istot podobnych do nas, to wiara chrześcijańska kazałaby uznać jej przedstawicieli za stworzenia Boże równe człowiekowi” – napisał Węcławski w „Przewodniku Katolickim”. Te deklaracje dobrej woli wobec ET (ang. Extraterrestrial – w domyśle – pozaziemska inteligencja) są znakiem czasu. Nie ma dziś w Kościołach chrześcijańskich poważnych ludzi, którzy by się lękali „bliskich spotkań trzeciego stopnia”. Chrześcijaństwo zostało już przecież wystawione na podobną próbę i wyciągnęło z niej wnioski. Ponoć w XIX w. ktoś napisał do Rzymu z pytaniem, czy gdyby okazało się, iż istnieją cywilizacje pozaziemskie, Kościół rozciągnąłby na nie swoją misję. Watykańska kongregacja odpowiedziała jednym słowem: Nie. Ale w epoce odkryć geograficznych – które można porównywać z rozpoczętym zaledwie pół wieku temu podbojem kosmosu – rolę zielonych ludzików musiały, chcąc nie chcąc, odegrać ludy Nowego Świata.

Polityka 7.2004 (2439) z dnia 14.02.2004; Społeczeństwo; s. 86
Reklama