Po 60 latach znane są niemal wszystkie okoliczności. Wiadomo, kim byli zamachowcy. Z jakich działali pobudek i dlaczego zamach 20 lipca 1944 r. się nie udał. Znane są też jego skutki: fala represji, procesy pokazowe, okrutne egzekucje i powojenne losy ludzi 20 lipca, początkowo traktowanych niechętnie, z czasem zasiadających w ławach honorowych.
Również w Polsce opadły dawne emocje: czy tych niemieckich oficerów mamy wspominać z szacunkiem i sympatią, ponieważ wiemy, jak ważne są nawet daremne gesty oporu, czy raczej odsuwać się od nich z obojętnością, ponieważ także i oni w 1939 r. ochoczo wkroczyli do Polski?
Podstawowe dziś pytanie brzmi: Jaka była ich psychika
w czasach tryumfu i klęski hitleryzmu?
Niemcy urodzeni w czasie wojny od dawna uskarżali się na ołowiane milczenie w niemieckich rodzinach. Teraz wielu z nich przeszukuje katakumby rodzinnych dokumentów chcąc odpowiedzieć sobie na pytanie: „Skąd się wzięło to, co tak uszkodziło moją generację pogrobowców?”. To zdanie zapisała Wibke Bruhns, lat 64, znana niegdyś w Niemczech spikerka telewizyjna i felietonistka „Sterna”. Jej wydany wiosną bestseller „Kraj mego ojca. Dzieje pewnej niemieckiej rodziny” (Econ, Monachium 2004) jest szczerym aż do bólu portretem własnej rodziny pokaleczonej i rozbitej w wyniku represji po zamachu na Hitlera.
Wibke miała sześć lat, gdy jej ojciec Hans-Georg Klamroth (HGK) – major Wehrmachtu, pracownik kontrwywiadu, przez pewien czas członek SS – w związku z zamachem na Hitlera został 26 sierpnia 1944 r. powieszony w berlińskim więzieniu Plötzensee. Ale była już po czterdziestce, gdy popijając whisky w swym eleganckim mieszkaniu po raz pierwszy zobaczyła na ekranie telewizyjnym ojca w filmie dokumentalnym o procesie spiskowców.